Dzień Matki to tradycyjnie okazja do wystawiania słodkich laurek. A ja mam dziś dla Was nielukrowaną wizję. Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego Joanny Woźniczko-Czeczott pokazuję tę trochę mniej słodką stronę współczesnego macierzyństwa, gdzie matka zostaje całkiem sama w domu z niemowlakiem, podczas gdy świat mknie dalej do przodu w zawrotnym tempie.
Tag - rodzina
Jeśli macie w swoim otoczeniu świeżo upieczoną mamę, albo kobietę, która niedługo zostanie mamą po raz pierwszy, sprezentujcie jej na Dzień Matki (albo całkiem bez okazji) tę niewielką książeczkę. Matka młodej matki Justyny Dąbrowskiej to zbiór krótkich felietonów. Każdy z nich można przeczytać przy karmieniu albo nawet w łazience (a jak wiadomo, jest to jedyne miejsce, gdzie mama niemowlaka może mieć pięć minut tylko dla siebie). Ich lektura działa krzepiąco, jak uścisk i zapewnienie: „Jesteś wspaniałą mamą i doceniam to, co robisz”.
Pierwsze moje spotkanie z Elizabeth Strout miało miejsce przy okazji jej znakomitej książki Olive Kitteridge (w Polsce wydanej także jako Okruchy codzienności). Subtelny język, trafne szkice codzienności, nieuchwytny nastrój smutku. Oraz bohaterka, choć momentami irytująca, ale z krwi i kości, taka, z którą na poziomie najintymniejszych emocji można się utożsamiać. Tego, co tak mnie urzekło w Olive Kitteridge, szukałam też w Mam na imię Lucy. Z jakim efektem?