Jeśli miałabym kiedykolwiek w życiu zacząć pisać książki, chciałabym robić to tak jak Jeffrey Eugenides. Niewiele, za to każdą na najwyższym poziomie. Bez obaw, nigdy nie zacznę, ale pomarzyć można. Przeczytałam wszystkie trzy powieści Eugenidesa i żadna nie ustępuje poprzedniej. Middlesex, jego druga książka… Czegoś podobnego przypuszczalnie nigdy nie czytaliście.
Category - Literatura piękna
Do napisania tego artykułu zainspirował mnie ostatni tekst Rafała z CzytamRecenzuje.pl na temat tego, jak wszyscy gonimy za książkowymi nowościami. Co rusz ukazują się jakieś nowe książki, a jest tego tyle, że nie wiadomo, za co łapać najpierw. Wiem, że niektórzy czytelnicy – zwłaszcza blogujący o książkach – odczuwają dużą presję na to, by być na bieżąco (ale o tym, dlaczego „bycie na bieżąco” to mit pisałam w artykule Czym jest slow reading?). Prawda jest jednak taka, że niektóre książkowe nowości takimi nie są i od dawna można je znaleźć na bibliotecznych regałach.
Miniaturzystka Jessie Butron powstała z inspiracji pewnym eksponatem, który znajduje się na wystawie w Rijksmuseum w Amsterdamie. To ponad trzystuletni domek dla lalek. Określenie „domek” może być mylące, bo to sporych rozmiarów kredens, podzielony na dziewięć wnęk – pomieszczeń. Każde z nich zostało umeblowane i wyposażone z zachwycającą precyzją. Jego właścicielka poświęciła mu długie godziny. Jednak nie była nią żadna dziewczynka.
Źle się dzieje w polskich miastach – a w stolicy to już najgorzej. Zbieranina bananiarstwa, korposzczurów, looserów, pijaków, ćwoków z prowincji… Wszystko najgorszego sortu, a co drugi – desperat z wybujałym ego. Taki obraz mieszkańców polskich miast przynosi Dysforia Marcina Kołodziejczyka. Tylko – czy prawdziwy?
Pierwsze moje spotkanie z Elizabeth Strout miało miejsce przy okazji jej znakomitej książki Olive Kitteridge (w Polsce wydanej także jako Okruchy codzienności). Subtelny język, trafne szkice codzienności, nieuchwytny nastrój smutku. Oraz bohaterka, choć momentami irytująca, ale z krwi i kości, taka, z którą na poziomie najintymniejszych emocji można się utożsamiać. Tego, co tak mnie urzekło w Olive Kitteridge, szukałam też w Mam na imię Lucy. Z jakim efektem?