„W Afganistanie dzieją się rzeczy, które dla was, ludzi Zachodu, są naprawdę trudne do wyobrażenia”
W 2009 roku ONZ ogłosiła Afganistan najgorszym i najbardziej niebezpiecznym miejscem do życia dla kobiet. Nie Somalię, nie Koreę Północną, tylko właśnie Afganistan. Czytając książkę Jenny Nordberg, łatwo się zorientować, dlaczego.
W 2009 roku wojna w Afganistanie trwała już od ośmiu lat. Rozpoczęta amerykańskim atakiem na talibów, przyniosła ze sobą wszystkie negatywne skutki długotrwałej wojny: rozkład struktur państwowych, paraliż instytucji, korupcję, opłakany dostęp do opieki medycznej, uzależnienie kraju od pomocy międzynarodowej, strach i brak nadziei. A konflikt ten przecież poprzedziła jeszcze pięcioletnia wojna domowa, w której talibowie doszli do władzy.
Pomimo wieloletnich wysiłków, Amerykanie nie usunęli całkowicie talibów, którzy ponownie zaczęli rosnąć w siłę i dążyć do odzyskania władzy. W latach 2007-2009 nastąpiła eskalacja przemocy, gdy talibowie wzięli na cel cywilów. Ofiarami ich ataków, równie często jak cudzoziemcy (a może nawet częściej), były afgańskie kobiety i dziewczynki, które postanowiły skorzystać z tej odrobiny swobody, jaką po obaleniu talibów stał się chociażby szerszy dostęp do edukacji.
Afganistan jest krajem już od dwudziestu lat pogrążonym bez przerwy w wojnach. A na ich tle rozgrywają się dodatkowo dramaty kobiet. Jak gdyby same wojny za mało przyniosły ludzkich cierpień.
„Jesteśmy dwoma gatunkami ludzi”
Obrazki takie jak ten powyżej często pojawiały się w wiadomościach po rozpoczęciu przez Amerykanów inwazji w Afganistanie. Burka, krępująca ruchy i ograniczająca pole widzenia wielka płachta materiału – za rządów talibów obowiązkowy strój afgańskich kobiet – stała się symbolem ich zniewolenia. Afganistan talibów był państwem, w którym połowa obywateli była oficjalnie gorsza – oraz represjonowana. W którym połowa obywateli znaczyła mniej niż domowe bydło i miała niewiele więcej praw, niż niewolnicy. Tą połową były – i niestety często nadal są – kobiety.
Po obaleniu rządów talibów wydawało się, że zniesienie nakazu noszenia burek i zapewnienie dziewczynkom dostępu do edukacji wystarczy do tego, żeby kraj się zreformował, a kobiety odzyskały należne im prawa. Relacje największych zachodnich mediów były utrzymane w tym tonie. Time na okładce pierwszego grudniowego wydania w 2001 roku pisał o „unoszeniu zasłony”, zastanawiając się, jak bardzo życie kobiet ulegnie teraz poprawie.
Chłopczyce z Kabulu Jenny Nordberg rozwiewają to złudzenie. Autorka tworzy wnikliwy obraz społecznej sytuacji kobiet w Afganistanie świadczący o tym, jak bardzo dyskryminacja kobiet jest zakorzeniona w kulturze i mentalności afgańskiego społeczeństwa. Piętnuje też zachodnie organizacje pomocowe, których sztampowe działania zamieniają się w pseudopomoc. Pomimo tego, że w ciągu roku w Afganistanie jest realizowanych kilkaset (!) projektów pomocowych na rzecz poprawy położenia kobiet i dzieci, nie zmieniły one znacząco sytuacji.
Oczywiście, okropności czasów talibów nie da się z niczym porównać, jednak źródłem problemu tak naprawdę nigdy nie była burka. Burka to tylko jeden z przejawów. Problemem jest tak naprawdę opresyjny patriarchat. Dlatego Nordberg w swojej książce nie skupia się tylko na opisie realiów życia w Afganistanie, ale kopie głębiej. Sięga do fundamentalnych przekonań afgańskiego społeczeństwa na temat płci, równości, człowieczeństwa.
A przekonania te sprowadzają się do jednego: kobieta to tylko pół człowieka.
W Afganistanie dziewczynki są tego uczone od najmłodszych lat. Że dziewczynka nigdy nie dorówna chłopcu pod względem mądrości i umiejętności. Że przedstawia wartość na tyle, na ile zostanie wyceniona jako przedmiot późniejszej wymiany handlowej pomiędzy mężczyznami, jaką jest zawarcie małżeństwa. Na tyle, na ile jej ojcu uda się dzięki tej transakcji zabezpieczyć lub polepszyć byt swojej rodziny. Dlatego jej reputacja jest wszystkim. I dlatego dziewczynkom nie wolno robić tego wszystkiego, co robią chłopcy: swobodnie się bawić, decydować o sobie, mieć i rozwijać swoje pasje.
Jedynym zadaniem kobiety jest rodzić dzieci – i to najlepiej samych synów. Kobieta, która nie wydała na świat żadnego syna, spada na sam dół społecznej hierarchii i ciągnie za sobą męża, do którego może przylgnąć najgorsza możliwa obelga – „ojca samych dziewczynek”.
„Wymyślony syn jest lepszy niż żaden”
Posiadanie syna w Afganistanie jest ważne nie tylko ze względów prestiżowych. W społeczeństwie, którego połowa jest właściwie wykluczona z normalnego życia (dziewczynkom i kobietom nawet nie wolno swobodnie się przemieszczać bez eskorty męskiego krewnego), gospodarka opiera się w większości na mężczyznach. W utrzymaniu licznych rodzin (w Afganistanie jest dozwolone wielożeństwo) ojciec może liczyć tylko na wsparcie synów, którym jako jedynym wypada pracować. To syn jest tym, któremu wolno pomagać ojcu w interesie, załatwiać dla niego sprawy, czy podejmować dorywczą pracę.
Co mają zrobić rodzice, którzy nie doczekali się męskiego potomka? Albo ci, którzy chcą dać swoim córkom posmakować choć przez chwilę innego życia, niż bycia zamkniętą w czterech ścianach domu? Którzy chcą, żeby ich córki przekonały się, jak to jest jeździć na rowerze, głośno się śmiać, czy uprawiać sport, bez obaw o napiętnowanie?
W kraju, w którym jedna płeć jest tak bardzo pogardzana i dyskryminowana nie dziwi, że sprzeciw przybrał formę przebierania dziewczynek za chłopców. To właśnie te tytułowe „chłopczyce z Kabulu” – bacza pusz. Dziewczynki, które udają, że są chłopcami. Jest to proceder tyleż powszechny, co nieoficjalny.
Jenny Nordberg wykonała kawał reporterskiej roboty, by odkryć jego skalę. I choć obejmuje swoim dochodzeniem głównie Kabul, to daje dobry obraz tego zjawiska. Jest to również jedyny, jak dotąd, opublikowany reportaż na ten temat. To aż niewiarygodne, że ONZ i inne organizacje przegapiły istnienie bacza pusz.
Nordberg dotarła do rodzin, w których są takie dziewczynki o zmienionej tożsamości i śledziła ich losy na przestrzeni kilku lat. W swoich dociekaniach jest nieustępliwa. Kieruje nią chęć zrozumienia oraz odkrycia powodów tych mistyfikacji. A także ich skutków dla psychiki dorastających dziewczynek. W miarę jak wytrwale składa kawałki tej tajemniczej układanki, wyłania się z niej złożony obraz prawdziwego położenia kobiet w Afganistanie. Bardzo bolesny. A w nim szerokie spektrum ciężkich przewinień wobec kobiet: uprzedmiotowienie, ubezwłasnowolnienie, fizyczne i psychiczne wykorzystywanie, zastraszanie, ucisk, przemoc.
„Wolność jest większą i ważniejszą ideą niż płeć kulturowa”
Powiem szczerze: podczas lektury tego reportażu wielokrotnie kołatała mi się w głowie myśl z cytowanego na jednej z jego pierwszych stron wiersza: „byle nie afgańską kobietą!”
Muszę z niejakim zakłopotaniem przyznać, że nie miałam pojęcia, jak bardzo zła jest sytuacja kobiet w Afganistanie. Czytając o tym, przez co przechodzą tam kobiety, przeżywałam całą skalę emocji: od niedowierzania, poprzez grozę, po obawę o dalsze losy bohaterek i innych afgańskich kobiet. Obawa ta jest zdecydowanie aktualna teraz, kiedy Amerykanie wycofali już większość swoich oddziałów z Afganistanu, a wojna jeszcze się nie skończyła i nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie zapanował tam pokój. Cele, z którymi ruszano na Kabul w 2001 roku nie zostały osiągnięte ani wtedy, ani podczas trwającej już 15 lat misji stabilizacyjnej. Nie udało się uwolnić Afganistanu od talibów, którzy ponownie są najbardziej znaczącą siłą polityczną w tym kraju.
Niestety, wszystko przemawia za tym, że kiedy Afganistan zostanie pozostawiony całkowicie sam sobie, talibowie znów oficjalnie obejmą władzę. Wiadomo zaś, co to oznacza: powrót do rygorystycznego prawa koranicznego i do zniewolenia kobiet.
Chłopczyce z Kabulu brutalnie otwierają oczy na sytuację kobiet w Afganistanie, a pośrednio też w innych krajach. Reportaż Nordberg jest mocnym głosem na rzecz równości i równouprawnienia. Dzięki żywym przykładom poświadcza tezy Judith Butler, że płeć kulturową nabywa się w działaniu. Afganistan to ekstremalny dowód na to, do czego może doprowadzić zorganizowanie całego społeczeństwa na ścisłym rozdziale i hierarchizacji płci oraz arbitralnym przypisaniu płciom określonych atrybutów. Pokazuje wyraźnie, że płeć kulturowa – czyli gender – jest narzuconym konstruktem, który mało kto kwestionuje.
Nie oznacza to, że cierpią na tym jedynie kobiety. Również mężczyźni, uwikłani w płciowe role, stają się więźniami społecznych konwenansów, choć uznają je za naturalne i przyrodzone. W Afganistanie na przykład, jak wskazuje Nordberg, obowiązujący patriarchat krzywdzi także mężczyzn, składając całkowicie na ich barki obowiązek utrzymania i ochrony rodziny.
Chłopczyce z Kabulu to jedna z tych książek, które trzeba przeczytać, żeby uwierzyć.
(Śródtytuły są cytatami z książki).
Jenny Nordberg, Chłopczyce z Kabulu. Za kulisami buntu obyczajowego w Afganistanie, przeł. Justyn Hania, Czarne, Wołowiec 2015