„Czyje jest nasze życie?” – pytają Olga Drenda i Bartłomiej Dobroczyński. Do jakiego stopnia to, co się w nim dzieje, jest rezultatem naszych autonomicznych decyzji? Jak świadome są wybory, których dokonujemy? W dobie fake news i postprawdy są to wielce zasadne pytania. Olga Drenda i Bartłomiej Dobroczyński w swoich rozmowach podejmują próby dekonstrukcji rzeczywistości i ustalenia, na jaką skalę nasze myślenie jest zdeterminowane przez różnorodne uwarunkowania kulturowe, psychologiczne oraz społeczne.
Czyje jest nasze życie? to filozoficzne rozważania na dwa głosy. Bartłomiej Dobroczyński jest wprawdzie psychologiem, ale ta książka nie jest terapeutycznym poradnikiem. Umieściłabym ją na przeciwnym końcu niż wszelkie pouczenia „jak żyć”. Nawet podejrzewam, że komuś, kto poszukiwałby w niej takiej instrukcji, Czyje jest nasze życie? wywołałoby jeszcze większy zamęt w głowie.
Rozmowy Olgi Drendy i Bartłomieja Dobroczyńskiego nie mają nic wspólnego z gazetowymi wywiadami z psychologami i coachami, gdzie znawcy palcem wskazują nam błędy w naszym rozumowaniu, a następnie instruują krok po kroku, co powinniśmy zrobić z naszym życiem. Nie znajdziemy tutaj również gotowego zestawu poglądów, które możemy sobie wynotować i przyswoić, by później prezentować jako własne. Czy jest nasze życie? nie odpowiada na pytania „jak?” – żyć oraz „co?” – myśleć. Autorzy książki raczej starają się dojść do tego, „dlaczego?” – myślimy w sposób, w jaki myślimy, oraz „skąd?” – nam się to wzięło.
Drenda i Dobroczyński zapraszają do spojrzenia z innej perspektywy na różne aspekty współczesnej kultury i życia społecznego oraz do zakwestionowania ugruntowanych pewników.
Od siłowni do Boga i nihilizmu
Czyje jest nasze życie? porusza szereg tematów. Książkę otwierają rozmowy o ciele – jakie funkcje pełni ono we współczesnej kulturze, czy w pełni należy do nas oraz do jakiego stopnia nasze ciało to my, a na ile możemy się z niego duchowo wyodrębnić – i czy jest to zasadne. Jest też mowa o medykalizacji oraz o magicznych oczekiwaniach wobec medycyny, a także o kulturowych i społecznych stygmatach otyłości (co jak dla mnie osobiście dobrze rezonuje z pierwszym numerem „Non/fiction”, do którego rozważania Drendy i Dobroczyńskiego są wspaniałym, filozoficznym komentarzem).
Stąd przechodzimy do tożsamości i światopoglądu oraz etyki w relacjach międzyludzkich – również tych internetowych. Drenda i Dobroczyński zwracają uwagę na to, jak dzisiaj, dzięki Internetowi, w o wiele większym stopniu niż dawniej, mamy możliwość budowania naszego wizerunku z dowolnych elementów, biorąc sobie za wzorce ludzi, których osobiście nie znamy i prawdopodobnie nigdy nie poznamy. Jednak cegiełki informacji, z których składamy naszą tożsamość, mogą być zmanipulowane, a my możemy wybierać je nie do końca świadomie.
To prowadzi do dyskusji na temat internetowej wiarygodności oraz „eksperckości”. Bartłomiej Dobroczyński wskazuje, że dziś jest „trudno znaleźć kogoś, kto odpowiedziałby na dowolne pytanie «nie mam zdania»”.
Ciekawie w tym kontekście wypada rozmowa o wszechobecnym dzisiaj pouczaniu (nierzadko niedotyczącym kwestii merytorycznych), które często ma po prostu maskować nasz brak pewności siebie, czy formalne braki. Pouczaniu, które trochę na zasadzie ataku uprzedzającego ma dać nam na starcie przewagę czucia się lepszym od innych (po co? Czy uznanie czyichś osiągnięć automatycznie obniża naszą pozycję?). Tutaj muszę przytoczyć pewną myśl, która nie odbiega za daleko od prawdy:
Używając języka teorii [Erica Berne’a], powiedziałbym, że w Polsce ulubioną grą jest gra w „przyłapałem cię, ty sukinsynu” oraz postawa „ja jestem OK, a wy nie jesteście OK” albo „ja nie jestem OK, ale wy też nie jesteście OK”. Mało jest u nas sytuacji, w których ludzie coś podziwiają, afirmują, doceniają czyjeś osiągnięcia albo szanują czas i wysiłek innych. Sukces jednej osoby działa na innych przygnębiająco, starają się więc go zamaskować, zaś samo osiągnięcie – zdemaskować, uznać za rzekome i pozorne. Bo każda dobrze napisana powieść koleżanki ujawnia to, że ja takiej nie napisałem.
Drenda i Dobroczyński obserwują też, jak kultura i współczesny świat ulegają przeobrażeniom; jak najcenniejszym dobrem staje się informacja – a jednocześnie wrażliwym, ponieważ wszelkie dane o nas samych mogą zostać wykorzystane do różnych celów.
W końcu autorzy dochodzą do pytań o miejsce i rolę duchowości. Czy w dobie wszechwiedzącego Internetu oraz wysokiego stopnia rozwoju nauki, która jest nam dziś w stanie objaśnić wszystko na niespotykaną wcześniej skalę, jest jeszcze miejsce na metafizykę?
Takie rozważania muszą oczywiście skończyć się rozmową o sensie istnienia, którą Drenda i Dobroczyński prowadzą w bardzo w schopenhauerowskim klimacie. Kiedy czyta się ich wywody na temat tego, że nasze życie może tak naprawdę nie mieć większej celowości, można popaść w defetyzm. Autorzy jednak zachęcają, by potraktować tę myśl jako wyzwalającą od przymusu ciągłego sprawowania kontroli. Przestrzegają też przed popadnięciem w cynizm, jako sposobem na obronę przed poczuciem bezsilności, gdy nie udaje nam się ogarnąć chaosu.
Przez drogi i bezdroża
Jak widać, Czyje jest nasze życie? jest książką wieloaspektową, która porusza multum złożonych kwestii. Zdecydowanie nie jest to lektura na jedno posiedzenie. To książka z gatunku slow read, powolna lektura, wymagająca uważnego czytania i robienia przystanków na oddech oraz zastanowienie się.
W rozmowach prym wiedzie Bartłomiej Dobroczyński, ale rola Olgi Drendy nie sprowadza się jedynie do podrzucania mu piłek-dylematów do rozważenia. Jest zaangażowanym komentatorem jego wypowiedzi, które uzupełnia o własne przemyślenia, inne punkty widzenia oraz kulturowe nawiązania.
Autorzy książki Czyje jest nasze życie? nie budują nowej filozoficznej doktryny. Raczej analizują rzeczywistość z punktu widzenia tych już dostępnych, dokładając psychologiczne i antropologiczne spojrzenie, nierzadko filtrowane przez pryzmat współczesnej popkultury.
Czyje jest nasze życie? to rozmowy dwóch erudytów. Podczas lektury nie raz sięgałam do zewnętrznego mózgu, aby sprawdzić w wyszukiwarce kulturowe odniesienia. Oprócz pobudzenia do przemyśleń, dialogi Drendy i Dobroczyńskiego zainspirowały mnie też do sięgnięcia po nowe książki. Na Facebooku pokazywałam listę kilku wspomnianych w nich tytułów, które zanotowałam sobie do sprawdzenia. Ponieważ bardzo lubię, gdy jedne lektury prowadzą do innych, erudycyjność książki zapisuję na plus, choć przyznaję, że czasem można się pogubić w kulturowych i naukowych nawiązaniach.
Niektóre rozmowy są również mocno dygresyjne, autorzy swobodnie przeskakują pomiędzy tematami, zamiast trzymać się jednego wątku i trzeba się skupić, by podążać za ich tokiem rozumowania oraz przebiegiem dyskusji.
Nie ze wszystkimi poglądami Olgi Drendy i Bartłomieja Dobroczyńskiego trzeba się zgadzać. Jak najbardziej można się z nimi spierać (ja np. nie rozumiem, czemu w rozmowie o manipulacjach informacjami i inwigilacji pominięto wątek Edwarda Snowdena). Z tej książki można czerpać inspirację do poszukiwań na własną rękę, czytać ją fragmentami, zaznaczając te co lepsze lub bardziej dyskusyjne. Tylko pisać na marginesach nie można, bo w wydaniu papierowym jest na to za mało miejsca.
Czyje jest nasze życie? to zdecydowanie kawał food for thought i zapewnia sporo materiału do przemyśleń. Książkę polecam humanistom oraz wszystkim osobom, które nie zadowalają się łatwymi odpowiedziami. Tym, którzy, jak mówią Olga Drenda i Bartłomiej Dobroczyński, chcą „zajrzeć pod podszewkę rzeczywistości”.
Olga Drenda, Bartłomiej Dobroczyński, Czyje jest nasze życie?, Znak, Kraków 2017