„Podróżnik widzi to, co widzi; turysta widzi to, co przyjeżdża zobaczyć” – napisał kiedyś Gilbert Keith Chesterton. Adam Robiński ma w sobie zachwyt odkrywcy i dziecięcą świeżość spojrzenia. Jego Hajstry to zapis podróży po drogach niepospolitych i katalog atrakcji nieoczywistych. Dla tych, którzy lubią wędrować, gdzie ich nogi poniosą, unikając tłumów. Bez turystycznego przewodnika, za to z otwartymi szeroko oczami.
Polska jest nudna, brzydka i nieciekawa. Znacie to? Mnie nawet nie chce się już polemizować, gdy to słyszę. Owszem, miejscami (zwłaszcza tymi zabudowanymi) Polska jest koszmarna, ale który kraj nie jest? Dlatego Adam Robiński, zamiast generalizować, wyrusza w takie zakątki Polski, o których nie piszą w bedekerach. Odludne, zarośnięte, poza głównymi szlakami. Zachwycające dzikim pięknem. Takie, w których można spotkać hajstry, czyli czarne bociany. W przeciwieństwie do białych krewniaków, trzymają się z daleka od ludzkich siedzib.
Robińskiego fascynuje polska przyroda. Wędruje zimą przez Pulwy (bagna na Mazowszu), nocuje na Pustyni Błędowskiej, ogląda zagrożony wycinką starodrzew w Puszczy Karpackiej i granitowe wały w Górach Izerskich, przemierza szlaki średniowiecznych poszukiwaczy minerałów. Na Polesiu Wołyńskim szuka śladów po porzuconym międzywojennym projekcie Kanału Mościckiego. Podziwia ważki w „księżycowym krajobrazie” dawnej kopalni Babina na Łuku Mużakowa. Pływa po Wiśle i Narwi kajakiem. Nie korzysta z samochodu. Przemieszcza się na własnych nogach, czasem przypina narty, czasem wiosłuje.
Mikrowyprawy, czy krajoznawstwo?
W każdej z tych wypraw Robińskiemu towarzyszy jakiś przewodnik – z krwi i kości albo duchowy. Hajstry pełne są malarskich, historycznych oraz literackich inspiracji; cytatów i nawiązań do literatury podróżniczej. Ale nie tej romantyczno-awanturniczej, kipiącej opisami heroicznych wyczynów sławnych odkrywców. Robiński wierzy w krajoznawstwo – niemodne dziś słowo, które jednak jako koncept w jakiejś części wraca do łask jako „mikrowyprawy” Łukasza Długowskiego, czy „mikroprzygody” Alastaira Humphreysa.
Mentorem Robińskiego jest Lechosław Herz, projektant szlaków turystycznych, a inspiracją słowa Mieczysława Orłowicza, słynnego krajoznawcy: „Nie wszystkie osobliwości [zostały jeszcze] odkryte, nie wszystkie udostępnione, nie wszystkie opisane”. Za cel swojej książki Adam Robiński obrał udowodnienie, że tak właśnie jest. Że wciąż jeszcze jest w Polsce mnóstwo intrygujących, mało znanych miejsc. Nie musimy nawet ruszać się daleko od domu, by je odkryć. Wystarczy wrażliwość, otwartość i uważne spojrzenie. Oraz umiejętność docenienia rzeczy na pierwszy rzut oka niepozornych, która pozwala czerpać radość z wędrowania między polami i przez las. Z przedzierania się przez chynchy, obserwowania ptaków na niebie, dostrzegania niuansów w krajobrazie; po prostu – z przebywania wśród przyrody.
Jak pisze Łukasz Długowski w Mikrowyprawach w wielkim mieście: „Przygoda to nie jest coś, co przychodzi z zewnątrz, to jest nastawienie do życia. Otwarcie się na nie, na niewygody, ryzyko, nieznane. Przygoda jest w nas, a te wszystkie miejsca – lasy, rzeki, jeziora, góry – pomagają ją tylko uwolnić”.
Hajstry kładą też nacisk na drogę, nie tylko na rezultat, jakim jest osiągnięcie celu podróży. Chodzi o zwykłe cieszenie się nią, do czego namawiał Eric Weiner w Geografii szczęścia. Adam Robiński dociera do upatrzonych miejsc, ale po drodze chętnie zbacza z wytyczonych ścieżek, podążając za tym, co go zainteresowało, gotowy na przygodę. Udowadnia, że można znaleźć coś pociągającego w każdym krajobrazie, o każdej porze roku. Hajstry to podróżnicza psychologia pozytywna, dostępna dla każdego. Robiński w niewymuszony, radosny sposób pokazuje to, czego grzmiąco dowodzi Richard Louv w Ostatnim dziecku lasu: że kontakt z naturą jest niezbędnym warunkiem ludzkiego dobrostanu.
“Wędrowcze, nie bój się, nic złego cię tu nie spotka, tylko uniesienie”
Hajstry są liryczne. W ich autorze – dziennikarzu – gdy pisze o naturze, odzywa się poeta. I to nie najgorszy, bo jego opisy przyrody są czarujące, ze smakowitymi porównaniami i czułymi metaforami. Można nie rozpoznać Polski w jego zakochanych obrazach – tak różnią się od sposobu, w jaki zazwyczaj się ją przedstawia. Jest tu prostota, ale nie ludowa przaśność. Bardziej niż ludzie, liczą się zwierzęta, drzewa i rośliny. To przyroda uwodzi Robińskiego.
Nie ma tu jednak wojowniczego ekologicznego umoralniania. Konieczność ochrony polskiej przyrody rozumie się sama przez się. Jeśli coś kochasz, po prostu chcesz to chronić.
Chyba to, co jest najbardziej ujmujące w tej książce, to entuzjazm autora – zwyczajnie zaraźliwy. Oraz bezpretensjonalność. Robiński opisuje z polotem miejsca, na które żaden typowy turysta all inclusive nie zwróciłby uwagi. W wielu z nich byłam, ale mam ochotę tam wrócić, by popatrzeć na nie jeszcze raz, jego oczami. Robiński używa celnego określenia pisząc o jednej ze swoich podróżniczych lektur, ale o Hajstrach można powiedzieć to samo: pchają do drogi.
Eseje Robińskiego to nie tylko dowód na piękno Polski, ale przede wszystkim świadectwo wrażliwości, otwartości i umiejętności cieszenia się rzeczami małymi. To esencja slow travel – powolnego podróżowania, które polega na wałęsaniu się, zatrzymywaniu i pozwoleniu sobie na nieograniczony zachwyt czymkolwiek, a nie tylko tym, na co wskazuje przewodnik.
Hajstry to oda do pieszych wędrówek, dzięki którym możemy zboczyć z utwardzonych dróg, zwolnić i dokładnie obejrzeć świat wokół nas. Adam Robiński pokazuje, jak można na znane rzeczy spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Uczy, jak nie przestawać dziwić się światu.
Adam Robiński, Hajstry. Krajobraz bocznych dróg, Czarne, Wołowiec 2017
(O ile nie zaznaczono inaczej, cytaty pochodzą z książki)