Książek na temat kojącego wpływu zwierząt na ludzi jest całe mnóstwo. Opartych na faktach, jak i powieści. Kiedy myślimy o dobroczynnym kontakcie ze zwierzętami, do głowy przychodzą zazwyczaj psy, koty, może konie. Coś, do czego można się przytulić i pogłaskać. Generalnie, oswojone, udomowione zwierzęta. Ale jastrząb?
Związek ze zwierzęciem działa terapeutycznie, a autobiograficzne historie oparte o ten wątek cieszą się popularnością i trafiają na ekrany kin – chociażby Marley i ja Johna Grogana, czy Kot Bob i ja Jamesa Bowena, żeby wymienić pierwsze z brzegu. I oto otrzymujemy J jak jastrząb –książkę, o której wspominałam w ZAINSPIRUJ SIĘ. To bardzo osobista opowieść Helen Macdonald o żałobie i depresji oraz nietypowym sposobie na ukojenie. Poprzez tresurę jastrzębia.
Idée fixe
Dla Helen Macdonald, odnoszącego sukcesy pracownika naukowego, śmierć ojca okazuje się doświadczeniem granicznym. Helen przeżywa żałobę tak mocno, że wpada w głęboki emocjonalny kryzys. W końcu zaczyna chorować na depresję. Nie jest w stanie normalnie pracować ani czerpać radości z życia. Zaczyna izolować się od przyjaciół. W tym czasie w jej głowie pojawia się jedna myśl, która szybko staje się jej idée fixe: mieć własnego jastrzębia.
Macdonald pozwala czytelnikowi prześledzić kawałek swojego życiorysu, by pokazać, że ta myśl nie wzięła się całkowicie znikąd. Wspomina nieśmiałą, niezgrabną dziewczynkę, której pasją stały się drapieżne ptaki. Wiele dzieci w wieku przedszkolnym przeżywa wręcz fanatyczną fascynację różnymi obiektami swoich zainteresowań: dinozaurami, strażakami, księżniczkami… Ale Helen ze swojej nie wyrosła. W końcu została sokolniczką. I choć zawodowo zajmowała się czymś innym, to właśnie ku temu hobby zwróciła się w poszukiwaniu spokoju.
Wyobrażenia kontra rzeczywistość
Układanie ptaka łowczego wymaga cierpliwości. A jastrzębie – według literatury przedmiotu, którą cytuje Macdonald – mają opinię najdzikszych i najbardziej kapryśnych. Helen staje się w końcu posiadaczką jastrzębia – właściwie jastrzębicy, o imieniu Mabel. My zaś otrzymujemy wspaniałą relację z procesu oswajania tego dzikiego zwierzęcia. J jak jastrząb nie jest jednak podręcznikiem sokolnictwa. Wprawdzie sporo tu fachowej terminologii i myśliwskiej gwary, ale główny akcent książki to emocjonalny związek człowieka ze zwierzęciem.
Każdy, kto kiedykolwiek miał zwierzę wie, jak mocno można się z nim związać uczuciowo. Jak bardzo można zwierzę pokochać. Relacja ze zwierzęciem jest wyjątkowa i nie da jej się porównać z jakąkolwiek relacją, którą można mieć z człowiekiem. Przebiega najczęściej bez słów i jest oparta na intuicji oraz wyczuciu.
Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że nawet najukochańszy, najbardziej przywiązany pies nigdy nie stanie się człowiekiem. Jego myśli nigdy nie będą biegły takimi torami, jak nasze. Wielu właścicieli zwierząt zdaje się o tym zapominać. Zwierzę to nie człowiek. Mamy tendencję do przypisywania zwierzętom (szczególnie tym, które najłatwiej wytresować, jak psy) procesów myślowych oraz stanów emocjonalnych właściwych ludziom. Antropomorfizujemy je, ponieważ chcemy widzieć w nich odbicie własnych uczuć.
Zwierzęta przeżywają emocje, mają swoje życie wewnętrzne, ale nawet najbardziej oswojone z nich nigdy nie przyjmą ludzkiego punktu widzenia, ludzkiej moralności. Nie jesteśmy w stanie w pełni pojąć ich świata, tak jak one naszego. Nawet najbardziej oswojone zwierzę pozostanie dla nas zagadkowe.
Helen Macdonald bardzo to podkreśla. Na własnym przykładzie pokazuje, jak w chwilach największej samotności zaczyna utożsamiać się z jastrzębiem. Wydaje jej się, że doskonale rozumie Mabel, że stanowi z nią jedność i wie, co kieruje jastrzębiem. Jest przekonana, że zaczyna rozwijać w sobie ptasi instynkt – a potem ze zdumieniem przekonuje się, jak bardzo pomyliła się w swoich ocenach.
Mabel żyje w innym świecie niż ja. Jej życie płynie szybciej, czas płynie wolniej. Jej oczy potrafią śledzić ruch skrzydeł pszczoły z równą łatwością jak nasze – uderzenia skrzydeł ptaka. „Co widzi?” – zastanawiam się, a mój mózg gimnastykuje się, na próżno usiłując sobie to wyobrazić.
Zrozumieć siebie
Helen Macdonald nie ukrywa, że w jastrzębiu szukała swojego alter ego. I nie można jej mieć tego za złe, ponieważ ten intensywny związek z dzikim zwierzęciem stanowi próbę kompensacji niedostatków w jej życiu. Braków w relacjach i uczuciach. Każdy chce się czuć znaczący dla kogoś. Choćby dla tego psa, który merda ogonem, gdy wracasz do domu. Albo dla jastrzębia, który reaguje na twój gwizd. Jednak zatracając się emocjonalnie w relacji ze zwierzęciem, możemy omyłkowo zacząć przypisywać ludzkie intencje tym jego zachowaniom, które są np. czystą fizjologią lub instynktem.
Nie omija to Helen, pomimo całego jej sokolniczego doświadczenia. Kiedy jastrząb nie chce wrócić na rękawicę, zainteresowany nowym łupem, ona ma poczucie odrzucenia. Mocną stroną książki jest to, że świadoma tego procesu Macdonald opisuje go i rozbiera na czynniki pierwsze. Nawet w najgłębszej depresji pozostaje na tyle uważna, by swoim zachowaniem nie wyrządzić krzywdy jastrzębiowi. Za ostrzeżenie służy jej też przykład T. H. White’a, angielskiego pisarza. Opowieści o układaniu Mabel przeplatają się z bolesną historią White’a i jego jastrzębia Gosa. Helen bardzo stara się nie powtórzyć jego błędu i nie zamieniać tresury dzikiego ptaka w psychiczną walkę o dominację.
Stosunek Helen do jastrzębia jest czuły i pełen empatii. Czytelnikowi udziela się też wrażliwość Macdonald na przyrodę. Najbardziej urokliwe fragmenty J jak jastrząb to obserwacje angielskiego krajobrazu, zwierząt, nieba. Przy opisach przyrody język Macdonald jest naturalnie poetycki, niewymuszony, pełen zachwytu.
Cała książka jest amalgamatem portretów natury i dzikich ptaków, intymnego dziennika, osobistych wspomnień o ojcu, esejów na temat sokolnictwa oraz biografii T. H. White’a. To połączenie tyleż nieoczywiste, co bardzo udane.
W J jak jastrząb na pierwszy plan wysuwa się jednak udręczony człowiek oraz jego desperackie próby odnalezienia normalności. Tresując jastrzębia Helen próbuje odzyskać poczucie kontroli i sprawczości w swoim życiu. Sama jest jak ten dziki, nieufny ptak, który od nowa musi nauczyć się świata. Praca z jastrzębiem, składająca się z drobnych kroczków i małych sukcesów, przynosi jej radość i pozwala odbudować wiarę w to, że jeszcze kiedyś będzie w stanie odczuwać szczęście. Czyniąc szczerze wyznania, Macdonald trzyma się jednak z dala od łzawego patosu. Analizuje to, co ją spotkało z dużą dozą wrażliwości i zrozumienia dla samej siebie, ale potrafi dokonać krytycznych ocen.
Dla kogo jest ta książka?
Dla wszystkich wrażliwych miłośników zwierząt.
Dla osób zmagających się z depresją lub przechodzącymi przez inny trudny psychicznie czas. Helen Macdonald z empatią i przenikliwością, za pomocą trafnych metafor, opisuje te najmroczniejsze stany duszy, które tak ciężko jest wytłumaczyć ludziom, które nigdy ich nie przeżyli. W autorce J jak jastrząb znajdą osobę, która wie i rozumie.
Dla tych, którzy mają na codzień poczucie związku z naturą.
Oraz dla tych, którzy cenią elokwentne, przemyślane książki, pisane z osobistej perspektywy.
Helen Macdonald, J jak jastrząb, przeł. Hanna Jankowska, Czarne, Wołowiec 2016
(Cytaty pochodzą z książki)