Lubię czas książkowych podsumowań. Wiele można się dowiedzieć o swoich czytelniczych nawykach patrząc wstecz 🙂 W 2021 roku najbardziej zaskoczyło mnie to, jak znaczną część wśród moich lektur stanowiły audiobooki, do których się wreszcie w pełni przekonałam – i jestem sobie za to bardzo wdzięczna! Gdyby nie to, że część książek przeczytał mi ktoś inny na głos, liczba ukończonych książek byłaby znacznie mniejsza. Które z lektur z 2021 roku uważam za najlepsze?
Zestawienie podzieliłam na kilka kategorii, ponieważ ciężko byłoby mi wybrać tylko jedną, jedyną książkę, która zasługuje na miano tej NAJ. Piszę tylko o najciekawszych i najbardziej moim zdaniem wartych uwagi. Niektóre książki śmiało mogłyby się znaleźć w kilku kategoriach, ale celowo zdecydowałam się wyróżnić je w jednej, tej najmocniej wysuwającej się na pierwszy plan. To książki, które przeczytałam w 2021 roku, ale niekoniecznie wtedy wydane. W zestawieniach nie umieszczam tytułów, które pomogłam sprowadzić do Polski.
Najpiękniejsze literacko
Kąkol – Zośka Papużanka
- wyd. Marginesy, 2021
Prawdziwa literacka uczta, już od otwierających zdań, w które po prostu wpada się jak w studnię bez dna i chce się więcej i więcej. Jednocześnie to książka z gatunku tych, które czyta się (przynajmniej ja tak robiłam) oszczędnie, hamując zachłanność (z trudem!), bo jest tak piękna i wielowarstwowo smakowita, że chciałoby się, żeby starczyła na jak najdłużej. Czytałam z uwagą, wracając wielokrotnie do tych samych zdań – szkoda byłoby uronić choć kroplę z pięknego potoku słów, w którym każde zostało starannie dobrane i ma swoje przemyślane miejsce. Genialny, długi fragment o ojcowskim samochodzie czytałam co najmniej pięć razy!
To powieść o pamięci, o czasie minionym i specyficznym polskim folklorze epoki niedoboru, który na pewno niektórzy z nas pamiętają. To powrót do wspomnień na wpół sielskich, na wpół niewygodnych i rozliczenie ze słodko-gorzkim dzieciństwem i wspomnieniami sielskich wakacji na wsi. Celne obserwacje, cięte metafory, słodycz i ból, ironia, humor i powaga, ciepło lata i zimno toksycznych relacji rodzinnych przeplatają się w tym wielobarwnym obrazie, utkanym niepodrabialną polszczyzną.
Ta książka wygrywa też w kategorii najpiękniejszych okładek -jest na niej haft autorstwa Ewy Pol.
Lato, gdy mama miała zielone oczy – Tatiana Țîbuleac
- przeł. Dominik Małecki, wyd. Książkowe Klimaty, 2021
Niepozorna objętościowo książka, po której długo nie można się pozbierać. W końcu dynamit sprzedają w niewielkich opakowaniach. Ta powieść jest zaskakująca, myli i zwodzi, odpycha i obrzydza pewnymi obrazami, a jednocześnie w mroczno fascynujący sposób przyciąga i intryguje, by później podciąć nogi czułością i wzruszeniem. Relacja przeżywających trudności nastolatka i matki, próbujących na nowo odnaleźć drogę do siebie, rozpięta jest (choć momentami chciałoby się powiedzieć „ukrzyżowana”) na całej gamie uczuć i kipiących emocji. Książka rumuńskiej autorki to też popis językowej woltyżerki – w polskim przekładzie w wykonaniu tłumacza Dominika Małeckiego, przed którym chylę czoła za to, że udało mu się oddać wymykający się etykietkom styl i literacki kunszt oryginału.
Najbardziej oryginalne
Piranesi – Susanna Clarke
- przeł. Wojciech Szypuła, Wydawnictwo MAG, 2020
Od pierwszych stron w mojej głowie była jedna myśl: o co tu chodzi?! Susanna Clarke, po bardzo długim czasie od opublikowania Jonathana Strange i pana Norrella, wypuściła wreszcie nową powieść. Piranesi to fantasy w klimacie dark academia (mroczny uniwersytecki klimat, inspiracje antykiem, wiedza i poznanie jako ostateczny cel dążeń), ale fabuła jest wyjątkowo pomysłowa i zaskakująca i nie rozgrywa się w środowisku akademickim. Miejscem akcji jest tajemniczy Dom – wielopiętrowy, niekończący się labirynt-muzeum, w części zalany przez ocean, wypełniony ogromnymi marmurowymi posągami. Mieszka tam tylko Piranesi – jedyny człowiek, który potrafi przetrwać w Domu, choć nie ma pojęcia, skąd się tam wziął. Dom jest dla niego całym światem i religią, a celem życia poznanie i opisanie go. Porządek świata zaburza pojawienie się Tego Drugiego – jeszcze jednej ludzkiej istoty – wroga, czy przyjaciela? Odkrywanie tajemnicy Domu to frapująca przygoda (mimo pewnych mankamentów konstrukcyjnych powieści), a świat przedstawiony jest jednym z bardziej niebanalnych w fantasy. Bardzo ucieszyłam się, że ta książka została nagrodzona w 2021 roku Women’s Prize for Fiction.
The Test – Sylvain Neuvel
- wyd. St Martin’s Press, 2019; audiobook: Blackstone Publishing
Krótka, mocna, zapadająca w pamięć, dystopijna – właściwie nowela, bo The Test liczy ledwie nieco ponad 100 stron. Bardzo polecam w audiobooku, czytanym przez Neila Shaha, bo to, co ten narrator wyprawia z głosem wcielając się w różne postaci jest wręcz niewiarygodne. Wielka Brytania przyszłości. Wreszcie wymyślono idealny test na obywatelstwo, bezbłędnie weryfikujący, kto jest godzien tego, by zostać oficjalnym członkiem brytyjskiego społeczeństwa. Ale gdy dowiecie się, jakie są zasady tego testu, włosy Wam się zjeżą ze zgrozy. Wielu czytającym historia ta przywodzi na myśl odcinek Black Mirror. Nie czytajcie żadnych streszczeń fabuły przed, jeśli nie chcecie zepsuć zaskoczenia, które jest tu kluczowe. The Test to brutalny społeczny komentarz na temat imigracji, nadziei i granic, jakie przekroczy człowiek, gdy dać mu nieograniczoną władzę nad innym, zależnym, za którą nie poniesie konsekwencji. Czy uproszczony i popkulturowy? Na pewno. Ale taki przekaz mocno wybrzmiewa, zwłaszcza, gdy jego głównymi elementami są szok i strach w pierwszoosobowej narracji.
Najbardziej wciągająca fabuła
Cykl Lustrzanna – Christelle Dabos
- przeł. Paweł Łapiński, wyd. Entliczek, 2020-2021
Jeśli szukacie pochłaniającej serii fantasy, która zajmie Wam głowę, takiego comfort read, to mogę polecić cykl o Lustrzannie. Choć grupa docelowa to czytelnicy 13+, jest to książka dla każdego, kto kocha nietuzinkowe, enigmatyczne fantasy. Wprawdzie wątek romantyczny oparty na schemacie bad boya i zahukanej dziewczyny, która najpierw go nienawidzi, by po wielu perypetiach, dzięki jednemu nieoczekiwanemu wyznaniu z jego strony, spojrzeć na niego całkiem odmiennie (taki love-hate relationship), to dla mnie najsłabszy element tej historii, ale za to skomplikowany świat przedstawiony jest wykreowany rewelacyjnie, a każdy tom oferuje coś innego, z wieloma smaczkami. Seria zaczyna się jak romans fantasy, który przechodzi w dworską intrygę w magicznych realiach, by poprzez filozoficzne rozważania ostatecznie skręcić w stronę, która bardzo mi odpowiadała, czyli rozpracowywania mechaniki świata przedstawionego. Christelle Dabos stworzyła intrygującą, oryginalną genealogię świata, który wyłonił się po rozpadzie Ziemi na pomniejsze, unoszące się w atmosferze kontynenty. Bohaterka i jej narzeczony kładą na szali wszystko, żeby odkryć prawdę o tym, jak i dlaczego powstał ten świat, któremu zaczyna zagrażać zagłada. Zagadkowa układanka, która sprawdzi się jako przełamanie czytelniczego impasu.
Day Zero / Sea of Rust – C. Robert Cargill
- Harper Voyager, 2021 i 2017
To dwie książki, napisane w odstępie kilku lat, które razem tworzą mini cykl postapokaliptycznego przygodowego sci-fi. Nie mogę zdecydować się, która wciągnęła mnie bardziej, ponieważ mam wrażenie, że ocena ta mocno zależy od tego, w jakiej kolejności się je czyta i dlatego skłaniam się ku pierwszej z wymienionych. Day Zero została napisana kilka lat później od Sea of Rust, ale opowiada o wcześniejszych wydarzeniach. Ludzkość dotarła do takiego etapu rozwoju sztucznej inteligencji, że ziścił się najczarniejszy scenariusz – ultra zaawansowane roboty zbuntowały się, przejęły władzę nad światem i doprowadziły do wyeliminowania człowieka jako gatunku. Nie oznacza to bynajmniej, że na Ziemi zapanowały ład i harmonia. AI ma własne wyzwania i wewnętrzne podziały, a rozgrywka toczy się o bardzo wysoką stawkę, ponieważ dla każdej formy myślącej egzystencji najwyższą wartością jest jej własne przetrwanie.
Day Zero to książka bardziej filozoficzna, ukazująca początki dylematów i konfliktu na linii ludzie-roboty. Bohaterami są mały chłopiec i jego robot-niania (w postaci ogromnego mecha-tygrysa), którzy próbują przetrwać rebelię AI. Z kolei Sea of Rust ma klimat trochę á la Dziki Zachód (tak, jest dużo pościgów i strzelanin), tyle że w entourage’u apokalipsy po cyfrowej transformacji, z „dobrym złym” nie-człowieczym bohaterem. Wnioski? Jeśli nastąpi zagłada ludzkiego świata, to żaden homo sapiens nie ma szans na przetrwanie, jeśli nie pomoże mu w tym zaawansowana sztuczna inteligencja – pod warunkiem, że będzie miał szczęście znaleźć się na jej łasce. Niestety, książki Roberta Cargilla nie zostały przełożone na j. polski, więc chętnym, lubiącym wartką akcję jak z filmów sensacyjnych lub fanom Blade Runnera pozostaje lektura po angielsku. Osobiście polecam czytać według chronologii wydarzeń, a nie kolejności wydania. Każda z książek jest też samodzielnym tytułem.
Najbardziej przejmujące
Myślę, że nie ma nic dziwnego w tym, że w tej kategorii znalazły się prawdziwe historie ludzkiego cierpienia – książki, które czyta się siedząc na skraju krzesła, z zapartym tchem i ściśniętym żołądkiem.
Darmowy obiad – Rex Ogle
- przeł. Alicja Laskowska, wyd. Mamania, 2020
Opowieść chłopca, który wychowywał się w skrajnie biednej, pełnej przemocy rodzinie i w dzieciństwie często cierpiał głód. Ani jego matka, ani ojczym nie mieli pracy, za to regularnie znęcali się nad nim, zwłaszcza po alkoholu. Rex, jak to się często zdarza w rodzinach dysfunkcyjnych, musiał szybko nauczyć się liczyć głównie na siebie, a jednocześnie miotał się między pragnieniem bycia po prostu dzieckiem, a poczuciem odpowiedzialności za młodszego brata i niewydolną matkę. Dziś jest autorem komiksów DC, ale dzieciństwo pociągnęło za sobą koszt w postaci depresji i stanów lękowych. Rex musiał nauczyć się lawirować w świecie, który biednych skazuje na ostracyzm i obarcza wyłączną winą za ich niepowodzenia. Dla chłopca, chodzącego do szkoły w bogatej dzielnicy, największym powodem do wstydu był fakt, że musiał w niej korzystać z programu dożywiania dla najbiedniejszych. Choć szkoła normalnie była dla niego wytchnieniem od przemocowego domu, obiady – często jedyna i wyczekiwana szansa na posiłek w ciągu dnia – stały się największym źródłem stresu. Z obawy przed całkowitym wykluczeniem przez rówieśników skrzętnie ukrywał fakt, że był tak biedny, że nie miał nawet 2 dolarów na lunch. Autor kieruje swoją książkę głównie do dzieci, którym albo chce otworzyć oczy na to, jak inne i trudne może być życie ich rówieśników, albo uświadomić będącym w podobnej sytuacji, którzy, jak on kiedyś, wstydzą się lub boją o tym mówić, że nie są sami. Jego historia kończy się optymistyczną nutą, ale w posłowiu zabrakło mi wyraźnego i jednoznacznego potępienia przemocy i ukazania jej długofalowych konsekwencji. Temat jest ciężki, ale autor ma wyjątkowy dar opowiadania i tę książkę długo się pamięta.
Głód. Pamiętnik (mojego) ciała – Roxanne Gay
- wydanie polskie: przeł. Anna Dzierzgowska, wyd. Cyranka, 2021
Słuchałam audiobooka czytanego przez autorkę i jej spokojny, miarowy głos w połączeniu z emocjonalną, brutalnie szczerą opowieścią o własnym życiu wywarł na mnie mocne wrażenie. Łatwo jest nie myśleć o ciele, w którym żyjemy, jeśli mieści się ono w społecznym kanonie. Ale to właśnie ten kanon i ciężar społecznych oczekiwań sprawia, że ktoś, kto się w niego nie wpisuje, szybko zostanie uświadomiony, że powinien wstydzić się tego, jak wygląda. Gay pokazuje, jak to jest żyć w ciele znacznie większym od przyjętych oczekiwań – być niewidzialną dla projektantów mebli, transportu zbiorowego, organizatorów konferencji i wydarzeń choć, paradoksalnie, jak sama zauważa, ze swoim rozmiarem jest zazwyczaj pierwszą osobą w pokoju, która rzuca się w oczy. To bolesna opowieść o wieloletnim wstydzie, psychicznej i fizycznej walce o własną godność i sprawność oraz skutkach potwornej, nieprzepracowanej traumy, które rzutują na całe życie.
Beze mnie jesteś nikim. Przemoc w polskich domach – Jacek Hołub
- wyd. Czarne, 2021
Książka o ogromnym ciężarze emocjonalnym. Przez niektóre fragmenty, zwłaszcza dotyczące brutalnego znęcania się nad dziećmi, naprawdę trudno przejść. Jacek Hołub nie napisał monografii zgłębiającej temat przemocy domowej w Polsce – raczej kreśli jej różne aspekty. To zaledwie wierzchołek góry lodowej. Z opisanych przez niego historii jasno wynika, że w dużej mierze przemoc wobec kobiet i dzieci (a takiej jest w polskich najwięcej) jest bezpośrednią konsekwencją patriarchatu, podporządkowującego słabszych władzy silniejszych (wg statystyk sprawcami przemocy domowej są w 90% przypadków mężczyźni).
Najstraszniejsze jednak, co uświadamia ten zbiór reportaży to to, że ofiary w Polsce są pozostawione samym sobie. System (za którym przecież stoją jednostki) jest niewydolny w udzielaniu im pomocy; policja nie ma wiedzy, narzędzi ani wystarczającej liczby funkcjonariuszy; sądy nie orzekają o zakazie zbliżania się sprawców (ofiara po rozprawie często wraca do tego samego domu, co jej kat). Przemoc rodzinna w Polsce jest długofalowa, w połowie przypadków trwa dłużej niż rok, a w 20% powyżej pięciu lat! Jeśli czyjaś historia ma szczęśliwy finał, to niestety zbyt często jest to zasługą pomocy jednej przypadkowej osoby, która się zainteresowała – lekarza, który nie odpuścił tematu siniaków na ciele dziecka, sąsiadki, która nie zignorowała krzyków – a nie publicznych instytucji, u których ofiara szukała pomocy.
Myślę, że każdy powinien zapoznać się z tą książką, po to, żeby uzmysłowić sobie, w jak toksycznych schematach tkwimy jako społeczeństwo, szerzej otworzyć oczy i uszy na sygnały z własnego otoczenia lub zdać sobie sprawę, że tkwi w przemocowej relacji albo sam jest sprawcą.
Najbardziej dające do myślenia
Wszystko dla naszych zmarłych. Opowieści tych, co zostają – Vinciane Despret
- przeł. Urszula Kropiwiec, wyd. Karakter, 2021
Na wpół naukowy esej, który mnie mocno zaintrygował i sprawił, że inaczej spojrzałam na kwestię śmierci i relacji żywych ze zmarłymi. Nie tyle na pielęgnowanie pamięci o zmarłych, co owe relacje właśnie. Do książki Despret warto podejść z otwartą głową. Autorka zwraca uwagę na to, że w zachodniej, racjonalnej kulturze żałoba jest pewnym, nieuniknionym niestety, procesem, przez który należy szybciutko przejść, żeby zamknąć temat. „Przepracowywanie bólu” rozumiane jest jako stopniowe wymazywanie zmarłej osoby z naszego życia; umiejscowienie jej na zawsze w czasie przeszłym, we wspomnieniach. Zamknięta żałoba w naszej kulturze oznacza zerwanie więzów – osoba, która tego nie robi, w najlepszym przypadku jest postrzegana jako ktoś, kto „nie potrafi się pogodzić”, czy „nie umie zapomnieć”. Autorka bada formy relacji żywych ze zmarłymi, nawet po wielu pokoleniach. Dzieli się też własną, rodzinną historią. Przygląda się temu, jak zmarli istnieją w rytuałach, języku i pamięci, które stają się aktami „tworzenia na nowo”, „urealniania” ich. Odchodzenie to długi proces, którego wynikiem nigdy nie miało być skazanie na nicość. Przemawia do mnie to, że nie musi to mieć nic wspólnego z żadną religią.
Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa – Kamil Janicki
- Wydawnictwo Poznańskie, 2021
Lektura tyleż posępna, co potrzebna, ponieważ wreszcie bez ogródek rozprawia się z tym, jak wyglądało chłopskie życie – a właściwie chłopski koszmar – w XVI i XVII w., w przedrozbiorowej Polsce Reja i Kochanowskiego. „Wsi spokojna, wsi wesoła…”? Zapomnijcie. Przynajmniej nie dla dwóch trzecich mieszkańców polskich ziem. Wyzysk, upodlenie, przemoc fizyczna, głód, nędza, brak ochrony w prawie, niemożność swobodnego rozporządzania własnym życiem i dobytkiem, odczłowieczanie – na polskiej wsi panowały niewolnicze stosunki, a bezkarne okrucieństwo szlachty wobec chłopów potrafiło odznaczać się takim bestialstwem, że odwiedzający kraj nad Wisłą cudzoziemcy, którym dane było to zobaczyć, wyjeżdżali stąd w ciężkim szoku.
Jesteśmy potomkami tamtych chłopów, obciążonymi tym ponurym dziedzictwem, w którym źródło ma wiele współczesnych polskich bolączek – pijaństwo, przemoc jako oznaka hierarchii, brak poszanowania dla zwierzchności i własności publicznej, kombinatorstwo… Korzenie tych zachowań sięgają dalej niż PRL. Warto zdawać sobie z tego sprawę. Kamil Janicki pisze z zimną furią, powołując się na źródła – fakt, że kilka z nich wielokrotnie się powtarza, ale nie można zarzucić autorowi, że odmalowany przez niego obraz jest ogólnikowy.
W cieniu Everestu – Magda Lassota
- wyd. Sine Qua Non, 2020
Opowieść o tym, jak wygląda zaplecze wypraw na dach świata. Za sukcesem pojedynczego człowieka, jakim jest postawienie stopy na Evereście, kryje się cała machina, która mu to ułatwia. Profesjonalne firmy, organizujące obozy na lodowcu, przewodnicy wytyczający szlak i zakładający liny, Szerpowie niosący bagaże i wpinający wędrowców w raki i poręczówki, wiele miesięcy kondycyjnego przygotowania oraz ogromne pieniądze (za samą możliwość ruszenia na Everest trzeba zapłacić tylko nepalskiemu rządowi minimum 11 tysięcy dolarów). Najbogatszych, których stać na pakiet VIP, będzie obsługiwać i dziewięciu Szerpów, ale nawet jeśli jedynym zadaniem wspinacza pozostanie tylko stawianie nogi za nogą, bo przewodnicy będą nawet zakładać mu raki, to i tak nie gwarantuje to, że klient wejdzie na szczyt. Może dojść do załamania pogody, człowiek może dostać choroby wysokościowej, no i nikt chętnego na szczyt jednak nie wniesie, a na Evereście niemal co roku ktoś ginie.
Magda Lassota spędziła dwa miesiące w bazie pod Everestem, prowadząc obserwacje i rozmawiając ze wspinaczami i wspinaczkami, Szerpami, właścicielami agencji organizujących wejścia na Everest i ludźmi obsługującymi wyprawy na szczyt. Słuchała ich historii, zaprzyjaźniła się z nimi, zrobiła im fantastyczne fotograficzne portrety (które znalazły się w książce), przeżywała z nimi radości i osobiste tragedie. Niektórzy wracają pod Everest wielokrotnie, zmagając się z własnymi i cudzymi ambicjami. Autorka sprawdza, co ciągnie ludzi w Himalaje i jakie są tego koszty – materialne, psychiczne, zdrowotne. Książka jest gawędziarsko napisana, dużo w niej osobistej perspektywy, ale nienachalnej – dla mnie podana w takiej formie, w jakiej robi to Magda Lassota, jest wartością dodaną. Jej lektura dała mi sporo do myślenia, każąc zastanowić się przede wszystkim nad tym, czy marzenia są zawsze warte ceny, jaką trzeba za nie zapłacić.
***
Tak prezentuje się kilkanaście tytułów uznanych przeze mnie za najlepsze przeczytane w 2021 roku. Przez ostatnie 12 miesięcy jakoś nie udało mi się rozładować stosiku „do przeczytania”, chociaż miałam takie plany na początku roku – nawet zrobiłam sobie listę zachomikowanych na półkach i czytniku książek. W praktyce okazało się, że lista sobie, a rzeczywistość sobie. Czytałam bardziej impulsywnie, kierując się tym, co akurat mi w duszy grało i jakoś w zeszłym roku dobrze mi się to sprawdziło. Wyszło różnorodnie, zajmująco, rozrywkowo, refleksyjnie… Całkiem sporo lektur porzuciłam, kilka mnie rozczarowało – ale te zdecydowałam się pominąć. Wolałam napisać kilka słów o tych, które polecam.
Będzie mi miło, jeśli dacie znać, czy czytaliście któreś z wymienionych wyżej książek 🙂 A może podzielicie się swoimi naj z 2021 roku?
Dobrego, zaczytanego 2022!