Niewidzialni, Roy Jacobsen

Czasem tęskni się do takich książek – pięknej, spokojnej prozy, która nie stara się niczego na siłę udowadniać. Niewidzialni Roya Jacobsena pokazują, że powieść może uwieść czytelnika po prostu klimatem i konsekwencją. Fajerwerki są zbędne.

W Niewidzialnych nie ma spektakularnych rozwiązań fabularnych, jedynie codziennie życie i powszedni trud – czyli to, o czym właśnie najtrudniej atrakcyjnie pisać, nawet jeśli na korzyść powieści działa niecodzienna sceneria. Niewidzialni wygrywają po prostu dobrze opowiedzianą historią i przekonującymi, nietuzinkowymi bohaterami, którzy stają się czytelnikowi bliscy jak własna rodzina.

„Na Barrøy mają trzy wierzby, cztery brzozy i pięć jarzębin…”

Barrøy to mikroskopijna norweska wyspa, ciągnąca się „na krótki kilometr z północy na południe i na pół kilometra ze wschodu na zachód”. Stojąc w jej centralnym punkcie można ją niemal całą objąć wzrokiem: skaliste pagórki, porośnięte trawą dolinki, kilka łąk, na których pasą się owce, głębokie zatoki i trzy białe plaże. Wokół huczy niespokojne morze, a po wyspie często hula wiatr.

Znajduje się tam tylko jeden dom, w którym mieszka jedna rodzina – właściciele wyspy. To raptem pięć osób: Hans Barrøy, jego żona Maria, ojciec Martin, mała córeczka Ingrid i siostra – Barbro, o której wszyscy mówią, że „ma trochę źle w głowie” (to akurat kwestia dyskusyjna, ale o tym dalej).

Kiedy ich poznajemy, Barbro ma 23 lata, a Ingrid zaledwie trzy. Obie – mimo że jeszcze tego nie wiedzą – wkrótce przekonają się, że choć z wyspy można wyjechać, to nie sposób jej naprawdę opuścić. Zanim jednak naprawdę zrozumie to Maria – będzie dla niej za późno.

“Cisza na wyspie (…) jest jak maleńka szparka, przez którą mogą zobaczyć śmierć jeszcze za życia”

Na tym kamienistym skrawku lądu ludzie wiodą ciężki żywot, ale tylko Maria w rzadkich chwilach rozpaczy się na to skarży. Życie na wyspie to szkoła cierpliwości. Rok mierzony jest czekaniem i ciężką pracą. Czekaniem aż rozpoczną i zakończą się zimowe sztormy. Na to, aż Hans wróci z kilkumiesięcznych zimowych połowów na Lofotach. Na jeden, jedyny list napisany w jego imieniu, który potwierdzi, że zachował wszystkie kończyny i że nie wraca z niczym. Na to, aż zacznie się odwilż i urośnie nowa trawa dla zwierząt. Aż wyschnie torf na opał. Aż cena kaczego puchu wzrośnie na tyle, by można go było korzystnie sprzedać.

Mieszkanie na wyspie to wieczna harówka. Mało co tutaj rośnie, jednak Barrøyowie chcą być samowystarczalni i żyć na własnych zasadach, nawet jeśli kosztuje ich to wiele trudu. Są dumni ze swojego dziedzictwa i prawa własności wyspy, którą ochrzczono ich nazwiskiem. Każda rzecz, która się tutaj znajduje świadczy o ciężkiej pracy ich rąk, o ich nieustępliwości.

Do wszystkiego mozolnie dochodzą sami. Zwożą drewno z innych wysp, zbierają okruchy cudzego życia wyrzucone na brzeg, które będzie można jeszcze wykorzystać. Łowią i handlują. Powoli torują sobie drogę do bycia widzialnymi, do zmienienia Barrøy w „stały punkt na mapie, widoczny punkt”. Przetrwanie na wyspie wymaga od nich nieustannego wysiłku.

“Wyspa to miniaturowy kosmos, w którym gwiazdy śpią w trawie pod śniegiem”

Jednocześnie życie toczy się swoim własnym rytmem, a „niektóre lata są dłuższe od innych”. Myliłby się ten, kto by sądził, że wyspa to oaza spokoju. Odizolowanie niby daje poczucie bezpieczeństwa, ale jak się okaże – złudne. Bohaterowie Niewidzialnych będą musieli zmierzyć się nie tylko z naturą – zresztą wiecznym próbom, na jakie ich wystawia, poddają się raczej ze spokojem. To przeciwności losu okazują się trudniejsze. Choć Barrøy to tylko mała kropka na morzu, także i tu fale przyniosą chociażby implikacje Wojny Zimowej z 1939 roku.

Niewidzialni Roya Jacobsena to saga rodzinna na mikroskalę. Jej bohaterowie żyją jednak bardziej teraźniejszością, niż przeszłością. „Ponieważ nie pozostaje im nic innego, tylko przetrzymać to piekło najlepiej, jak potrafią, a potem jak najszybciej wyrzucić z pamięci”. Niewiele wybiegają też myślą naprzód, planując tyle, ile jest konieczne.

W toku powieści konfiguracja mieszkańców wyspy się zmienia. Ktoś przybędzie, ktoś odejdzie. Początkowo to mężczyźni są bezpośrednimi inicjatorami zmian, ale stopniowo na pierwszy plan wysuwają się silne kobiety. Hans jest głową rodu, ale gdy go nie ma, na wyspie rządzi Maria i to ona ostatecznie postawi się staremu Martinowi. Czy Barbro faktycznie jest „niespełna rozumu”, czy to panujący na Barrøy patriarchat każe tak ją widzieć? Barbro ma swoje zdanie, lubi ciężką pracę, chce wykonywać zadania przeznaczone dla mężczyzn, wyplata sieci zamiast czyścić kaczy puch. W końcu centralną postacią powieści staje się dorastająca na jej kartach Ingrid. Niewidzialni są pierwszym tomem z cyklu o spadkobierczyni Barrøy i choć jest to opowieść kompletna sama w sobie, mam nadzieję, że kolejne części sagi również ukażą się w Polsce.

„Żałowanie, że się o czymś marzyło, to coś, co niszczy człowieka najbardziej”

Barrøyowie to twardzi ludzie, zaprawieni w codziennych bojach. Jeśli snują refleksje nad życiem i jego tajemnicami, to nie zdradzają się z tym przed innymi. Wielce oszczędni w słowach, nie rozmawiają o uczuciach, a ból wolą powoli przeżuwać w samotności. Starają się mieć marzenia możliwe do udźwignięcia, gdyż, jak boleśnie przekona się jedno z nich, zbyt wysokie oczekiwania mogą prowadzić w otchłań.

Odchodzą tak, jak żyli – po cichu, niezauważalnie. W Pobojowisku Michaela Crummeya bohaterka wraca na rodzinną wyspę po wielu latach, ale rojne niegdyś miejsce jest już opuszczoną ruiną, która żyje tylko w jej pamięci. Jak długo przetrwa Barrøy? Kto będzie płakał po wyspie, gdy znikną z niej ostatni ludzie? Czy zostaną zapomnieni, a wraz z nimi cała ich nieprzytomna harówka?

Gdzieś w Niewidzialnych czai się obawa o to, że tak mogą potoczyć się losy wyspiarzy. Ale powieść ma również w sobie coś pokrzepiającego – pokazuje, że człowiek jest silniejszy niż mu się zdaje, nawet jeśli czasem wynika to po prostu z braku wyboru. Jest to też hołd złożony zwykłym ludziom, nieodznaczającym się niczym specjalnym, oprócz heroizmu dnia codziennego.

“Pora największego przypływu (…), ze wszystkimi dźwiękami zamkniętymi jak w szklanej kolbie”

Proza Jacobsena jest liryczna i klimatyczna, utrzymana w klasycznym stylu. Czysta i przejrzysta – jak powietrze na plaży w mroźny dzień. Dużą zasługę dla jej odbioru po polsku ma Iwona Zimnicka, autorka tłumaczenia.

Niewidzialni mają rytm morskich pływów. Najpierw jest duży przybój i zalew słów, a potem  fala się cofa i w ciszy odpływu pomiędzy kolejnymi rozdziałami trzeba sobie odpowiedzieć, co się wydarzyło, zanim nadeszł następny przypływ.

Oszczędne dialogi pomiędzy małomównymi bohaterami Jacobsen kompensuje pięknymi, pełnymi wrażliwości opisami przyrody. Szczególnie morze pojawia się w jego książce we wszystkich chyba stanach i w całej możliwej gamie kolorów. I choć te opisy są zazwyczaj dobrze wyważone (a przy okazji wzbogacone o niestandardowe porównania), to trzeba zauważyć, że momentami akcja mocno z ich powodu zwalnia.

Niewidzialni to spokojna, intymna opowieść o niezwykłej prozie życia. Napisana jak gawęda, rezonuje jak sceniczny dramat. Ta powieść będzie bardzo smaczną lekturą dla tych, którzy lubią bez pośpiechu delektować się językiem i atmosferą opowiadanej historii, i którym nie zależy na dramatycznych zwrotach akcji. Kilka razy za to można się przy niej wzruszyć. Niewidzialni są książką całkowicie w klimacie slow.

 

Roy Jacobsen, Niewidzialni, przeł. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2018

(Wszystkie cytaty pochodzą z książki).

(Visited 1 202 times, 1 visits today)