Podróżowanie z Beniaminem to jedyna wydana u nas książka Martina Vopěnki. Mariusz Szczygieł pisze o niej na okładce, że to jedna z najpiękniejszych czeskich powieści. Niestety, po przeczytaniu jej nie mogę się z nim zgodzić. Z tego co wiem, Czechów stać na więcej.
Podróżowanie z Beniaminem mogło być świetną powieścią drogi. Martin Vopěnka miał wielce obiecujący pomysł na książkę. Choć nie jest on nowy – podróż jako katharsis, droga fizyczna jako wędrówka w głąb siebie – to mógł zostać o wiele lepiej rozegrany.
Narcystyczny ojciec
Po tragicznej śmierci żony obowiązek opieki nad ośmioletnim synem, Beniaminem, spada całkowicie na Dawida. Ten nigdy nie był z chłopcem blisko, ale teraz musi być dla niego zarówno ojcem, jak i matką. Rozczarowany prozaicznością codziennych obowiązków, nagle usidlony w banalności rutyny, wpada na pomysł wyruszenia z synem w daleką podróż. Jadą, jak to określa, „zagubić się w Nieznane”. I jak to zazwyczaj bywa w takich przypadkach, to od czego chce uciec, tak naprawdę tkwi głęboko w nim samym.
Dawid z początku powieści to zadufany w sobie kobieciarz. Odniósł finansowy sukces, pozwalający mu na wygodne życie i choć docenia wynikającą z tego swobodę, gardzi materializmem. Dręczą go za to pytania o sens istnienia. Być może to śmierć żony każe mu wciąż je sobie zadawać, ale wybujałe ego sprawia, że jednocześnie patrzy z góry na tych, którzy tego nie robią. Zarazem jest mało krytyczny wobec siebie. O swoje emocjonalne nieszczęście wini innych, szczególnie zmarłą żonę, wobec której wykazuje się wyjątkowym brakiem empatii. Szuka idealnej miłości, ale żadna kobieta nie jest w stanie sprostać jego wyśrubowanym wymaganiom. Przyjdzie jednak pora, że będzie musiał skonfrontować obraz siebie, który nosi w swojej głowie, z prawdą.
Z Nieznanego w głąb siebie
Z takim ojcem wyrusza w podróż Beniamin. Dla syna jest to wspaniała przygoda, dla ojca podróż w Nieznane, bez celu i zobowiązań, ma być wyzwoleniem, zwłaszcza od konwenansów. Przypisuje jej duchowe znaczenie – a przynajmniej gorąco pragnie, żeby takie miała i okazała się doświadczeniem formacyjnym, zarówno dla niego, jak i dla syna oraz dla ich relacji. Z początku jednak nie jest niczym więcej niż ucieczką, choć Dawid nie przyznaje się do tego przed sobą.
Im dłużej pozostają w drodze, tym pewniejszy siebie staje się Dawid, tym bardziej ufa słuszności swoich decyzji, swojej nieomylności oraz kompetencjom jako rodzica. Cóż, łatwo jest być idealnym ojcem, gdy wciąż trwają wakacje, a obowiązków brak. Dawid spełnia zachcianki Beniamina i wierzy w to, że w ich wspólnej podróży w Nieznane są równorzędnymi partnerami, choć tak naprawdę zawłaszcza syna. Za jego pomocą chce rozprawić się z nierozwiązanymi sprawami z własnego dzieciństwa, udowodnić, że nie jest taki, jak jego rodzice. W końcu jego przeświadczenie o własnej wszechmocy mści się na nim. Z zadufania popełnia głupie błędy i ponosi dotkliwą karę za egotyzm. Odtąd droga stanie się dla niego pokutą.
Kieszonkowa filozofia
Narratorem powieści jest ojciec i Podróżowanie z Beniaminem poznajemy z jego perspektywy. Jest on dość irytującym głównym bohaterem – wieczny Piotruś Pan, goniący za seksem, którego pożądanie wpycha w niebezpieczne sytuacje. Nie o zachowanie Dawida jednak chodzi. Może sobie być najbardziej antypatycznym typem pod słońcem – ma do tego powieściowe prawo.
Natomiast to jego miotanie się pomiędzy poszukiwaniem erotycznych przygód, a poszukiwaniem Absolutu, jest często męczące. Kiedy nie odwiedza kolejnych panienek, Dawid snuje filozoficzne rozważania. Wiele z nich to jednak banały i choć kryją się pod nimi dylematy dotyczące tego, co w życiu najważniejsze, Martin Vopěnka podaje odpowiedzi dość łopatologicznie. Zadawanie takich pytań nie jest niczym złym, przeciwnie, poszukiwanie sensu istnienia jest motorem napędzającym najlepsze powieści. Mimo wszystko, sposób, w jaki próbuje się dojść do odpowiedzi oraz jak się ich udziela, również ma znaczenie. Podróżowaniu z Beniaminem brakuje finezji i polotu.
Fragmenty filozoficzne są zdecydowanie przegadane i pełne truizmów, choć i tak najlepsze w całej powieści. Najsłabszą stroną Podróżowania z Beniaminem jest fabuła. Popychają ją do przodu niewiarygodne zbiegi okoliczności – szczęśliwe bądź nie – ale ponieważ powieść mocno osadzona jest we współczesnych realiach, szyte grubymi nićmi zwroty akcji deprymują. Z rozdziału na rozdział rozwiązania fabularne stają się coraz płytsze. Ostatecznie, Podróżowanie z Beniaminem, zamiast trzymać w napięciu i poruszać, nuży.
Wierny syn
Nie przemówiła do mnie również postać syna. Jak na ośmiolatka, który w dodatku dopiero co stracił matkę, Beniamin jest nad wyraz dojrzały – częstokroć o wiele bardziej od swojego ojca. Ze stoickim niemal spokojem przyjmuje to, co ich spotyka. Z drugiej strony, momentami jest niezwykle dziecinny i zadaje wyjątkowo naiwne pytania, na które ośmiolatki chodzące do szkoły zazwyczaj znają już odpowiedzi.
Postać Beniamina jest płaska psychologicznie. Mama, która była dla niego całym światem, zmarła. Chłopiec zostaje z ojcem, który niewiele o nim wie. Mimo to, syn ufa ojcu bez zastrzeżeń, podąża za nim i nie buntuje się. Pochłania go zabawa na przedłużonych wakacjach. Rzadko wspomina mamę. Bardziej naturalną reakcją dziecka w żałobie po nagłej śmierci ukochanej osoby byłaby złość, lęki, obwinianie siebie oraz ojca, brak poczucia bezpieczeństwa, izolacja – wszystkie te trudne stany, zamiast łagodnej rezygnacji.
Martin Vopěnka chciał stworzyć refleksyjną historię o przemianie, o dojrzewaniu do dorosłości, do bycia rodzicem, o budowaniu więzi, o odkrywaniu tego, co liczy się w życiu najbardziej. Zamiast pięknej, wzruszającej powieści, wyszła mu jednak książka miałka i nierówna, z nieprzekonywującymi bohaterami, w której nieliczne rozbłyski pięknych, inspirujących myśli nie są w stanie zrównoważyć niedostatków fabuły.
Martin Vopěnka, Podróżowanie z Beniaminem, przeł. Elżbieta Zimna, Dowody na Istnienie, Warszawa 2016