Dorastałam w cieniu Biafry. Dorastałam słuchając historii „sprzed wojny” i „po wojnie”; jak gdyby wojna w jakiś sposób podzieliła wspomnienia mojej rodziny.
– mówi Chimamanda Ngozi Adichie. Jej Połówka żółtego słońca to hołd złożony pamięci o narodzie, który istniał niecałe trzy lata oraz próba zmierzenia się z rodzinnym spadkiem trudnych wspomnień.
Powstanie Biafry poprzedziło kilka lat ekonomicznego i politycznego chaosu, w którym stopniowo pogrążała się Nigeria od odzyskania niepodległości w 1960 roku. Problem stanowiło zwłaszcza narastające napięcie na tle etnicznym. Animozje pomiędzy głównymi plemionami i nieudolność rządu centralnego doprowadziły do zamachu stanu, za którym stali głównie oficerowie z plemienia Igbo. Próby zaprowadzenia jedności w kraju zakończyły się klęską – kontrzamachem oraz rzezią przeprowadzoną na północy przez plemiona Hausa i Joruba na Igbo, oskarżanych o dominację. Setki tysięcy Igbo uciekły na wschód Nigerii. W 1967 roku ogłosili powstanie na tych terenach własnego, niepodległego państwa – Biafry. Na jej fladze umieścili połówkę żółtego słońca. Symbol wschodzącej nadziei i wspaniałej przyszłości, jaka miała ich czekać. Wkrótce potem w Nigerii wybuchła wojna domowa.
Martín Caparrós w swoim reportażu wspomina, jak jako nastolatek zobaczył wstrząsające zdjęcia wychudzonych dzieci z Biafry i po raz pierwszy w życiu usłyszał sformułowanie „umierać z głodu”. Pod koniec lat 60. XX wieku Biafra stała się synonimem śmierci głodowej. Wojennego okrucieństwa wobec cywilów na wielką skalę. Szacuje się, że podczas tego konfliktu ponad milion ludzi zginęło z głodu – po tym, jak Nigeria postanowiła odciąć Biafrę od dostaw żywności, a biafrańscy przywódcy przeznaczali pieniądze z pomocy humanitarnej na zakup broni.
Te wydarzenia opisuje Chimamanda Ngozi Adichie. Jednak jej Połówka żółtego słońca nie jest kroniką heroizmu, ani patetycznym protestem – pomimo tego, że wojna odcisnęła silne piętno na losach rodziny autorki. Połówka żółtego słońca jest kulminacją wcześniejszych literackich poszukiwań Adichie, by opisać tę wojnę w sposób dobitnie pokazujący jej dramat, ale bez popadania w górnolotny ton.
„Tyle wiemy o sobie…”
Zamiast generałom i działaniom na froncie, w Połówce żółtego słońca towarzyszymy kilku zwyczajnym bohaterom, którym wojna całkowicie zmienia życie. Całą historię poznajemy z trzech punktów widzenia – Olanny, Ugwu oraz Richarda.
Najpierw obserwujemy ich jak z nadzieją snują śmiałe plany w nowej, niepodległej Nigerii. Jest początek lat 60., a oni są młodzi, wykształceni i pełni zapału chcą tworzyć przyszłość. Co wieczór w swoim salonie Odenigbo, wykładowca nowootwartego uniwersytetu w Nsucce, prowadzi płomienne polityczne debaty ze swoimi przyjaciółmi.
Takim poznaje go Ugwu – trzynastoletni wiejski chłopak, którego Odenigbo bierze do siebie na służbę. „Pan” imponuje Ugwu swoją charyzmą i wiedzą. Płaci za jego edukację, a Ugwu potajemnie podczytuje jego książki i naśladuje go.
W takim Odenigbie zakochuje się Olanna – córka bogatego przedsiębiorcy, która po zakończeniu europejskiej edukacji szuka pomysłu na siebie. Odenigbo jest silny i zawsze zdecydowany co do kierunku, w którym zmierza. Olanna zaś jest bojaźliwa i niepewna siebie – inaczej, niż jej sceptyczna bliźniaczka Kainene, która jednak pod sarkazmem i niedostępnością także skrywa pragnienie posiadania własnego celu w życiu. Dopiero Richard, aspirujący brytyjski pisarz, powoduje drgnienie w jej sercu.
Na tym etapie Połówka żółtego słońca jest właściwie opowieścią o pragnieniu przynależności. Każdy chce gdzieś i do kogoś należeć. Ugwu, choć świadom różnic klasowych, z całych sił pragnie stać się częścią rodziny Olanny i Odenigba. Odenigbo ma aspiracje tworzyć nową nigeryjską inteligencję, a Olanna – być w tym jego wierną towarzyszką. Również Richard ma nadzieję, że w Afryce wreszcie zbuduje swoją tożsamość i wytrwale podejmuje kolejne, często żenujące, pisarskie próby.
I kiedy oni wszyscy, pomimo różnych osobistych burz, zaczynają mościć się w swoich życiach jak w „sieci utkanej z miękkich piór”, dramatyczne wydarzenia w Nigerii wywracają ich losy do góry nogami. Z początku wojna – paradoskalnie – nadaje działaniom bohaterów więcej sensu i cele: patriotyzm, poczucie wspólnoty, pomoc potrzebującym. Jednak w miarę jak sytuacja się pogarsza, dla niektórych jedynym planem staje się już tylko przetrwanie.
Wielokrotnie podczas lektury na myśl przychodziły mi słowa Wisławy Szymborskiej: „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Bohaterowie Połówki żółtego słońca zostają brutalnie skonfrontowani z wyobrażeniami, jakie mają na swój temat. Nieoczekiwanie dla nich samych, wojenna codzienność zmusza ich do podejmowania decyzji, którymi w czasie dobrobytu normalnie by się brzydzili. Okazuje się, ile warte są ich ideały i jak długo potrafią przy nich wytrwać.
Ludzka Perspektywa
Wielką siłą książki Adichie jest realizm. Nie mam tu jedynie na myśli zgodności fabuły z historycznymi faktami, ale przede wszystkim wiarygodne postaci pokazujące psychologiczne skomplikowanie ludzkiej natury. Ich słabości i potknięcia skutkują nieoczekiwanymi zwrotami akcji, ale też czynią powieść przekonującą. A przecież o ile prościej byłoby zrobić z Odenigba bohatera. Albo utrzymać czytelnika w przekonaniu o szlachetności Ugwu.
Adichie równie łatwo mogłaby zmitologizować Biafrańczyków. Uczynić ze wszystkich męczenników wiernych idei. I choć w powieści nie brak przykładów ludzkiej solidarności i odwagi, Adichie nie boi się obnażać prawdy. Pokazuje stopniowe załamywanie się nowego narodu, wyniszczonego głodem. Opisuje nędzę biafrańskiej armii – często zbieraniny bosych, niedożywionych chłopców z łapanki, którzy wcale nie mieli ochoty ginąć za nową ojczyznę. Pisze też o niegodziwościach biafrańskich przywódców i o nienasyconych ambicjach prezydenta Ojukwu, które przysporzyły zwykłym cywilom jeszcze więcej niepotrzebnych cierpień.
Okrucieństwo wojny ujawnia się w detalach. Więcej niż drastycznych scen mordów jest tu codziennego życia zwykłych ludzi, które staje się coraz cięższe, coraz mocniej naznaczone strachem o przetrwanie i coraz bardziej pozbawione nadziei. Śmiertelny głód to nie opisy masowych zgonów, ale coraz chudszy krewny, który ledwo może ustać na nogach, rozpacz w centrum pomocy humanitarnej, wychodzące garściami włosy córki i ospały chłopczyk z brzuchem jak piłka, większym z dnia na dzień, który pewnego dnia przestaje pojawiać się wśród innych dzieci.
Połówka żółtego słońca jest sumą takich jednostkowych perspektyw. Pisząc o wojnie i cierpieniu, Adichie pokazuje je zawsze oczami swoich bohaterów – w sposób, w jaki oni ich doświadczyli. A jednak składa się to wszystko na dość dobry obraz tego konfliktu.
Połówka żółtego słońca jest również opowieścią o lojalności, miłości oraz – o sile. Tej niezwykłej, długodystansowej sile, którą w chwilach największej próby odnajdują w sobie ci do tej pory najsłabsi. Nie dziwi, że w powieści Adichie, tak jak często w prawdziwym życiu, są to kobiety.
Oblicza Nigerii
Z myślą o Zachodnich czytelnikach, książka pełna jest szczegółów z nigeryjskiego życia – opisów potraw, zwyczajów. Nie przytłaczają one jednak narracji, która jest zajmująca i toczy się sprawnie. Momentami jedynie jak gdyby zwalnia i utyka – czy to wina przekładu? Połówkę żółtego słońca tłumaczył Witold Kurylak, który przełożył również Middlesex Jeffreya Eugenidesa, przy lekturze której nie miałam takich odczuć. Pozostaje jedynie porównać przekład z oryginałem.
Natomiast w oryginalnym angielskim wydaniu plemię, które stworzyło Biafrę, określa się mianem Igbo, nie Ibo, jak w polskiej wersji. Nazwa ta jest powszechnie przyjęta na świecie i preferowana również przez samych Igbo. Być może w nowym wydaniu z 2017 roku powrócono do niej, jednak nie sprawdzałam tego.
Pamięć o Biafrze jest wśród Igbo wciąż żywa. W tym roku przypada pięćdziesięciolecie tej wojny, a w Nigerii znów narastają separatystyczne tendencje i plemienne animozje.
Adichie upamiętniła Biafrę, pokazując jej dążenia, nadzieje i cierpienia w czasie krótkiego istnienia tego państwa. Uwieczniła wojnę, która z początku została zignorowana przez świat, zaabsorbowany toczącymi się w tym samym czasie walkami w Wietnamie i ruchami kontrkulturowymi w Ameryce oraz Europie.
Adichie udało się opisać to, co nieopisywalne, ale bez patosu. Połówka żółtego słońca gra subtelnymi obrazami, które jednak trudno zapomnieć. Na przykładzie zwykłych ludzi pokazuje, czym jest wojna w codziennym, wyniszczającym wymiarze.
Chimamanda Ngozi Adichie, Połówka żółtego słońca, przeł. Witold Kurylak, Sonia Draga, Katowice 2009