Serge Bloch ma status gwiazdy w ilustratorskim świecie. Ale jeśli jeszcze nie znacie jego prac, to ten tekst jest doskonałą okazją, żeby się z nimi zapoznać. Dziś chcę Wam zaprezentować dwie książki tego francuskiego ilustratora i tym samym nieco przybliżyć jego styl.
„Genialne bazgroły”
Serge Bloch to francuski ilustrator i grafik. Tworzy już od kilkudziesięciu lat. Średnio licząc, popełnił kilka setek książek, wśród nich komiksy i książki dla dzieci. Ma też na koncie własne picture booki, ilustracje prasowe, reklamy, a nawet rysunkową wersję Biblii. Część książek, które (współ)tworzył ukazała się również w Polsce.
Oryginalne pomysły, minimalizm, humor, bardzo oszczędne użycie kolorów, niewielkie kolaże (często z wykorzystaniem zdjęć prawdziwych obiektów, które w jego pracach zyskują nowe definicje), brak lub szczątkowe tło i chwiejna, jakby od niechcenia prowadzona prosta kreska – to znaki firmowe Serge’a Blocha. Mimo iż artysta na przestrzeni lat pokazał, że potrafi pracować w różnych stylach, to ten, który prezentuje w wybranych przeze mnie książkach jest dla niego najbardziej charakterystyczny.
Spotkałam się z określeniem „genialne bazgroły” na opisanie jego twórczości i muszę przyznać, że jest bardzo trafne. Serge Bloch sam o sobie mówi „profesjonalny amator”. Kiedy patrzy się na jego prace, może się wydawać, że „każdy może tak rysować” – w stylu przeciętnie uzdolnionego dwunastolatka. Z jednej strony, niestety, nie każdy (wierzcie mi, próbowałam), bo jednak taka pozornie niedbała niewymuszoność (lub niewymuszona niedbałość) wymaga pewnego warsztatu lub chociażby wyćwiczenia ręki. Z drugiej strony – tak, każdy, jeśli przyjąć, że ograniczeniem jest tylko wyobraźnia, a nie talent, czy opanowanie technik.
Wyobraźni zaś Sergowi Blochowi zdecydowanie nie brakuje. Jak zapewne niektórzy z Was wiedzą, jestem fanką dobrej ilustracji książkowej i liczy się w niej dla mnie przede wszystkim koncept. Zawsze podziwiam oryginalne, zapadające w pamięć ujęcie tematu – zwłaszcza jeśli artysta przy tym puszcza oko do odbiorcy lub każe mu szukać drugiego dna. Doceniam również doskonałe wykorzystanie dostępnych środków artystycznych, nawet (a może zwłaszcza) bardzo minimalistycznych. Serge’a Blocha nazwałabym wielce kreatywnym artystą umiaru.
Przykłady? Zapraszam do zapoznania się z dwiema zilustrowanymi przez niego książkami, wydanymi przez Zakamarki. Pierwsza z nich jest jego autorstwa, do drugiej tekst napisał Davide Cali.
Wielka historia małej kreski
Wielka historia małej kreski to poniekąd artystyczny manifest w formie ujmującej opowieści. Sama historia jest dość prosta, ale ma kilka warstw, które przemówią – choć może w nieco inny sposób – zarówno do dzieci, jak i do dorosłych.
Mały chłopiec podczas spaceru znajduje niewielką czerwoną kreskę. Zabiera ją do domu i chowa wśród swoich skarbów, po czym niemal o niej zapomina. Niemal – bo kreska jednak nie daje o sobie zapomnieć i chłopiec coraz częściej po nią sięga. Mała kreska rośnie i rozwija się wraz z nim, zostając jego życiowym towarzyszem. Otwiera zeszyt, by z nią „porozmawiać”, pobawić się. Wkrótce są nierozłączni. Kreska staje się dla chłopca – później mężczyzny – formą wyrażania siebie, życiowym wyborem, kierunkowskazem, językiem, dzięki któremu może dotrzeć do innych, w końcu drogą do sławy.
Wielka historia małej kreski – oszczędna w formie i w treści – to jedna z tych inspirujących książek, których odbiór zależy zarówno od intencji autora, jak i interpretacji czytelnika. W pierwszej warstwie opowiada o talencie artystycznym i życiowych możliwościach, jakie ten daje, ale równie dobrze można rozumieć kreskę jako jakąkolwiek zdolność lub predyspozycje do czegoś. Same z siebie donikąd nie doprowadzą, jeśli się ich nie rozwija, nie „oswaja” i z nich nie korzysta.
Talent może nieść ze sobą poczucie szczęścia i spełnienia, ale może też ciążyć i stać się źródłem frustracji, zwłaszcza w te dni, gdy nic nie idzie po naszej myśli. Serge Bloch na kolejnych ilustracjach pokazuje różne stany, jakich doświadcza artysta. Od czystej radości tworzenia, przez euforię i poczucie artystycznej wszechmocy, po twórczą niemoc i towarzyszącą jej czasem panikę, że oto pewnie już nigdy więcej nic nie narysuję, nie napiszę, nie skomponuję, nie zagram…
Wielka historia małej kreski jest opowieścią o życiowej pasji z rodzaju tych definiujących. To jest książka zarówno dla młodszych, jak i starszych. Dzieci znajdą tu wspaniałą zachętę do niepoddawania się trudnościom i rozwijania swoich umiejętności. Dorośli – również refleksję nad dziełem swojego życia i tym, co pozostanie po nich w spadku dla następnych pokoleń. To pytanie ważne zwłaszcza dla twórców – czy kogoś zainspirują? Czy znajdą naśladowców? Na jednej z ostatnich plansz posunięty już w latach bohater książki odcina kawałeczek swojej kreski. Czy ktoś ją znajdzie i podniesie, tak, jak on to kiedyś zrobił? Czy rozwinie ten zaczątek w swoją własną życiową opowieść?
Wróg
Druga książka jest dziełem współpracy Serge’a Blocha z Davide Calim. To historia diametralnie różna od Wielkiej historii małej kreski, ale obie opowieści łączy to, że pozostawiają pole do interpretacji i skłaniają do namysłu. Przy czym Wróg budzi refleksje zupełnie innego rodzaju.
Wróg to zdecydowany i mocny głos przeciwko wojnie, ukazujący jej bezsens w całej rozciągłości. Otwierającą planszę zdobi ogromny biały napis na czarnym tle: „Jest wojna”. Ale jak ona wygląda? Okazuje się, że to pustkowie i dziury, w których siedzą żołnierze. To wrogowie. Nie ma bowiem wojny bez wroga. I zawsze wszystko, co złe, to wina wroga. Żołnierze ostrzeliwują się od czasu do czasu, ale ich główne zadanie polega na byciu czujnym. Przewidywaniu działań wroga, który na pewno czai się, żeby wykorzystać sytuację. Jaką sytuację? Jakąkolwiek. Dlatego najważniejsze to mieć się na baczności.
To zadanie nie byłoby wykonalne, gdyby żołnierze nie pielęgnowali w sobie nienawiści i podejrzliwości wobec siebie nawzajem. Książka Caliego i Blocha pokazuje, jak beznadziejne jest trwanie we wrogości – zwłaszcza odziedziczonej, niekwestionowanej i bezrefleksyjnej. Każdej ze stron wydaje się, że „wróg” jest dziką bestią. Jest pozbawiony człowieczeństwa, „nie zna litości. Zabija kobiety i dzieci. Zabija bez powodu. To jego wina, że jest wojna. Wiem to wszystko, bo nie jestem głupi. Przeczytałem o tym w instrukcji”. Kto wydał tę instrukcję? Ci, którzy dowodzą. Na ilustracjach Blocha zaś doskonale widać, jak niewiele przywódców obchodzi los szeregowych żołnierzy, którzy marzną w okopach. Samotni, daleko od rodziny, czekają, aż skończy się wojna, której rzeczywistych powodów tak naprawdę nie znają.
Ile jednak można czekać? Dlatego, kiedy żołnierze odważą się w końcu wyjść na zwiady, ze zdumieniem odkrywają, że łączy ich jednak o wiele więcej, niż się spodziewali. Przekonują się, że zostali zmanipulowani, a wróg ma jednak w sobie wiele znajomych cech…
Wróg otrzymał rekomendację Amnesty International dla książki dziecięcej. Nie polecałabym jej jednak przedszkolakom, chyba, że ktoś potrafi umiejętnie dziecko przez nią przeprowadzić. Moim zdaniem zbyt dużo konceptów może być dla małych dzieci za bardzo abstrakcyjnych i budzić lęki – w końcu niejednokrotnie jest tu mowa o zabijaniu. Wróg może być jednak dobrym przyczynkiem do rozmów o wojnach i konfliktach dla dzieci w wieku szkolnym, być może także dla młodszych nastolatków, które jeszcze nie miały okazji zastanowić się nad tematem.
Również dla dorosłych czas spędzony z tą książką nie będzie stracony – nie tylko ze względu na artystyczny koncept Blocha. Choć historia jest opowiedziana prostym językiem, a wnioski momentami zbyt jednoznaczne i podane na tacy, to Wroga można też odczytywać mniej dosłownie, zastanawiając się nad tą jego interpretacją, która jest bliżej codziennego życia.
Wróg to również opowieść o życiu w paranoi, w wiecznym strachu przed jakimś urojonym zagrożeniem i nieprzyjacielem, który na pewno gdzieś tam się czai i czyha na nasz nieopatrzny krok. Sugerowanie z pełnym przekonaniem istnienia takiego wroga to oczywiście cecha wyróżniająca wszelkie totalitaryzmy. Ale historia dwóch żołnierzy każe zastanowić się też nad tym, kto na codzień podżega nas do nienawiści i wobec kogo. Jaki ma w tym interes i co tak naprawdę wiemy o rzekomych wrogach. Książka Davide Caliego i Serge’a Blocha zmusza do krytycznego myślenia i pytania o motywy działań przywódców.
Podobnie, jak w przypadku Wielkiej historii małej kreski, nie można nie zachwycać się rozwiązaniami artystycznymi Serge’a Blocha we Wrogu. Dziury, w których siedzą żołnierze, wyglądają z góry jak rozdarcia w papierze poczynione przez naboje. Bloch kilkoma pociągnięciami kreski potrafi doskonale oddać emocje, jakie odczuwają żołnierze.
Choć w obu książkach jest jeden motyw przewodni (kreska oraz okop), to Serge Bloch pokazuje, jak fantastycznie i różnorodnie można wielokrotnie grać jednym motywem, nawet przy użyciu nieskomplikowanych i ograniczonych środków wyrazu. W każdej z książek artysta wykorzystuje zaledwie trzy kolory i tylko na nielicznych ilustracjach zapełnia tło. Jego twórcza wyobraźnia powoduje, że z ogromną ciekawością przewraca się każdą kolejną stronę, by zobaczyć, co będzie dalej. Dodatkowo, w obu publikacjach wielce raduje staranność edytorska. Obcowanie z książkami Blocha jest również wielką przyjemnością estetyczną.
Serge Bloch, Wielka historia małej kreski, przeł. Katarzyna Skalska, Zakamarki, Poznań 2015
Davide Cali, Serge Bloch, Wróg, przeł. Katarzyna Skalska, Zakamarki, Poznań 2014