Jak obnażyć absurdalność płciowych ról? Po prostu je zamienić. W swojej powieści Siła Naomi Alderman odwraca „naturalny porządek rzeczy”, który zazwyczaj nie jest niczym więcej, jak zinternalizowanym, nieuświadomionym seksizmem. W jej książce to kobiety są społecznie (i fizycznie) uprzywilejowane – wyposażone w tytułową siłę, która daje im ogromną przewagę. Ten pomysł mógł być świetnym punktem wyjścia do rewelacyjnie rozegranej powieści, ale książka Alderman w pewnym momencie zamienia się w karnawał brutalności i czarno-białą wizję świata.
Gdybyście mieli sobie wyobrazić, jak wyglądałby świat rządzony przez kobiety, zapewne pierwsze, co przyszłoby Wam do głowy to nie wszechobecna przemoc, prawda? Okrucieństwo, demonstracje siły, bezkompromisowość – kojarzą się bardziej z tym, jak postępują mężczyźni. Tu wielki plus dla Naomi Alderman, że nie czyni swoich bohaterek z natury moralnie lepszymi od mężczyzn. Że nie powiela stereotypu, według którego, kobiety, z racji swojej płci, są łagodniejsze i mniej skłonne do przemocy. Alderman pokazuje, że takie myślenie to sztuczny konstrukt oraz kwestia wychowania. Dziewczyny potrafią być zdolne do takich samych podłości, jak chłopcy.
„Gdyby świat nie potrzebował potrząśnięcia, po cóż moc by się teraz pojawiła?”
Powieść rozpoczyna się w momencie, gdy u dziewcząt na całym świecie, wchodzących w okres dojrzewania, ujawnia się zdolność do wytwarzania energii elektrycznej. Na tyle silnej, że może sparaliżować, a nawet zabić. Naukowcy próbują wyjaśnić ten fenomen, ale to skąd się wzięła elektryczna moc u kobiet nie ma tak naprawdę znaczenia. Liczą się konsekwencje.
Mężczyźni z dnia na dzień przekonują się, co to znaczy być „słabszą płcią” w kulturze gwałtu. Chłopcy, dla ich bezpieczeństwa, zostają umieszczeni w osobnych szkołach. Córki, wyrzucone z domu przez przerażonych rodziców, tworzą uliczne gangi. Gdy okazuje się, że dziewczęta są w stanie aktywować moc u starszych kobiet, w Arabii Saudyjskiej, a później i w innych krajach, wybuchają kobiece rewolucje, obalające dotychczasowe rządy. Wkrótce powstaje też nowa religia, według której Bóg jest kobietą.
„Uczono was, że macie pogardzać tym, czym jesteście, i pragnąć tylko tego, żeby być jak mężczyźni”
Siła Naomi Alderman to typowa dystopia i próżno spodziewać się tu pozytywnych postaci i obrotu zdarzeń. Pierwszym zastosowaniem nowej mocy jest odwet. Kobiety – w tym Allie i Roxie, dwie nastoletnie bohaterki powieści – mszczą się za doznane krzywdy. Margot, amerykańska pani burmistrz, chce się odegrać za lata upokorzeń w pracy i zderzeń ze szklanym sufitem. Planuje, jak wykorzystać społeczny niepokój do zdobycia nowych stołków. Kobiety w Rijadzie podpalają samochody, których mizogini zakazali im prowadzić.
Zresztą mężczyźni w tej powieści to same antypatyczne typy. Protekcjonalny gubernator, którego cechą rozpoznawczą jest mainsplaining, ojczym-gwałciciel, sekshandlarze, faceci na ulicach rzucający sprośne zaczepki, nastolatkowie kombinujący, jak obmacać koleżanki i w końcu ojcowie, którzy, gdy moc się ujawnia, katują swoje córki na śmierć. Nawet Tunde, nigeryjski student, który rzuca uczelnię, by dokumentować w Internecie zachodzące na świecie zmiany, robi to dla własnych korzyści. Liczy na sławę i pokaźne sumy za filmy z miejsc zamieszek, do których korespondenci stacji telewizyjnych boją się jeździć.
Gog i Magog
Z początku z zainteresowaniem czyta się o rozwijających się możliwościach kobiet i próbach zrozumienia przez ludzi tego, co się dzieje. W miarę jak akcja powieści się toczy, nie dostajemy jednak niczego więcej poza eskalacją damsko-męskiej walki.
Kobiety zachowują się, jak gdyby całe życie chciały wziąć odwet na mężczyznach, ale, świadome niewielkich możliwości manewru, starannie ukrywały swoją nienawiść do nich. I oto nagle dostają do ręki niezawodne narzędzie zemsty.
Nawet te z nich, które do tej pory kierowały się w życiu pewnymi zasadami, dopuszczają się nadużyć. Dlaczego? Dlatego, że po prostu mogą. Ograbiają mężczyzn z owoców ich pracy, przypisują sobie ich zasługi, pozbawiają ich majątków, osobistej wolności, praw. Króluje żeński szowinizm. Rzeczywistym zagrożeniem dla jednej kobiety może być tak naprawdę tylko inna kobieta. Wszystkie w walce o władzę prowadzą świat ku Katastrofie.
Epatowanie płciową przemocą jest jednak mało finezyjnym zabiegiem. Naomi Alderman bawi się stereotypami, ale poza opisem prostej płciowej dychotomii nie pojawia się żadna refleksja nad tym, dlaczego tak jest. Być może zbyt wiele oczekuję od powieści science-fiction. Z drugiej strony jednak, Ted Chiang i Stanisław Lem pokazali, że fantastyka z powodzeniem może stawiać skomplikowane pytania o to, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy.
Rozczarowuje fakt, że Naomi Alderman, znanej feministce, nie starcza wyobraźni (albo zapału) do tego, by zrealizować w książce jakąś swoją wizję świata – niekoniecznie utopijnego, ale przynajmniej w części urzeczywistniającego feministyczne postulaty. Nowy, kobiecy świat, który wyłania się z Kataklizmu, opiera się na podobnych szowinistycznych zasadach, co wcześniejszy patriarchalny.
Womansplaining
Książka ma szkatułkową formę. Sama Siła to „powieść historyczna” – a właściwie jej rękopis, który jej „prawdziwy” autor, historyk z odległej matriarchalnej przyszłości, Neil Adam Armon, przesyła do oceny swojej starszej koleżance po fachu, Naomi.
Siła jest fabularyzowaną próbą rekonstrukcji wydarzeń, które przed kilkoma tysiącami lat doprowadziły do Kataklizmu. Na podstawie znalezionych artefaktów (do książki dołączone są ich szkice) autor snuje hipotezy na temat dojścia kobiet do władzy. Jego koleżanka podchodzi sceptycznie do pomysłu jakichkolwiek męskich rządów:
W toku ewolucji mężczyźni rozwinęli się jako wydajni pracownicy, dbający o utrzymanie domowego ogniska, a kobiety stały się agresywne i skłonne do przemocy, bo przecież muszą chronić potomstwo. Nieliczne kultury patriarchalne, które istniały w ludzkiej historii, były bardzo pokojowe.
Naomi-pisarka zbywa naukowe argumenty kolegi w prześmiewczo-seksistowskim stylu womansplainingu. Sugeruje, że jego powieść jest zbyt histeryczna i może zostać zakwalifikowana jako typowa „literatura męska”. Jednocześnie stwierdza, że sportretowani przez niego policjanci i żołnierze w mundurach budzą „jednoznaczne seksualne skojarzenia”. Zabieg mężczyzny-pisarza próbującego bezskutecznie zdobyć uznanie w czytelniczek (to jego piąta książka!) można odczytać jako kolejny prztyczek w nos dla przeciwników feminizmu.
Koncept książki z przyszłości jest ewidentnym ukłonem w stronę mentorki Alderman – Margaret Atwood, której Opowieść podręcznej również toczy się w państwie przyszłości. Jednak w kontekście Siły pomysł Alderman nie ma większego sensu. Jak na historyka, który nie wie, jakie było przeznaczenie znajdowanych podczas wykopalisk kilkutysiącletnich obiektów z motywem „nadgryzionego owocu” (iPhonów i iPadów), Neil Armon zaskakująco szczegółowo opisuje XXI-wieczny świat z Facebookiem i całą internetową technologią.The Power
Siła pozostawia z pesymistycznymi wnioskami co do ludzkiej natury – obojętnie, jakiej płci. Jest to też przypowieść o władzy i jej nadużyciach, którym nie da się zapobiec. Naomi Alderman pokazuje także, że raz uruchomionej machiny okrucieństwa może nie udać się zatrzymać.
Jeśli jednak świat rządzony przez kobiety ma być odbiciem współczesnego, tyle że w krzywym zwierciadle, to nie jest to zbyt wyszukana metafora . Wszystkie zdarzenia obracają się wokół genderowej binarnej osi. Alderman pokazuje zmieniający się układ sił z perspektywy wielkiej polityki, kościoła, przestępczego podziemia i mass mediów, reprezentowanych przez głównych bohaterów. Jednak, choć dwoje głównych z nich nie jest białych, kwestie rasowe nie zostają nawet zarysowane – pomimo że walce o nowy porządek świata na pewno miałyby znaczenie.
Manifest Naomi Alderman jest wciągającą lekturą i ciekawym eksperymentem myślowym. Sile zdecydowanie jednak przysłużyłaby się mniejsza dwuwymiarowość, wyjście poza zwyczajne opisanie świata oraz większa logiczna spójność.
Naomi Alderman, Siła, przeł. Małgorzata Glasenapp, rys. Marsh Davies, Marginesy, Warszawa 2018
(Cytaty pochodzą z książki).