Ota Pavel, Śmierć pięknych saren. Jak spotkałem się z rybami – to książka, a w zasadzie dwie książki w jednym wydaniu, o których chcę Wam dziś opowiedzieć. O tym, co w nich znalazłam dla siebie i w jaki sposób odebrałam opowiadania Pavla, przefiltrowawszy je przez własną wrażliwość.
Jeśli czytaliście Śmierć pięknych saren i Jak spotkałem się z rybami, podzielcie się swoimi przemyśleniami. Chętnie je przeczytam. Może są podobne do moich? Jeśli nie znacie tych rodzinnych opowieści Oty Pavla, może zechcecie po nie sięgnąć i sprawdzić, co Wy w nich dostrzeżecie.
Wszystkie polskie wydania książki Pavla, opublikowanie jako Śmierć pięknych saren, zawierają w sobie tak naprawdę dwa zbiory opowiadań – tytułowy oraz obszerniejszy, noszący nazwę Jak spotkałem się z rybami. Ich powstanie dzielą trzy lata – zostały napisane kolejno w 1971 oraz 1974 roku. Są nawet przełożone przez różnych tłumaczy. Jednak ich połączenie w jednym tomie jest bardzo dobrym zabiegiem. Obie książki mówią bowiem o podobnym okresie z życia autora. Przy czym Jak spotkałem się z rybami dopełnia w nostalgiczny, ckliwo-gorzki sposób bardziej groteskową, choć też nie pozbawioną melancholijnych nut, Śmierć pięknych saren.
W obu zbiorach Ota Pavel snuje wspomnienia z dzieciństwa i młodości, w których centralną, dominującą postacią jest jego ojciec, Leon Popper. Ekscentryczny komiwojażer, bajerant ze słabością do koloryzowania, zapalony wędkarz z awanturniczą żyłką, miłośnik natury, rodzinny wodzirej, kuty na cztery nogi i niedający sobie w kaszę dmuchać, choć także uczuciowy i sentymentalny.
Śmierć pięknych saren autor otwiera zabawnymi dykteryjkami o swoim tatusiu – jak zawsze się o nim wyraża. Przedwojennym bon vivancie – dorobkiewiczu, który piął się po szczeblach kariery „referenta handlowego”, sprzedającego odkurzacze i lodówki w „sławnej szwedzkiej firmie «Elektrolux»”.
Kiedy już wsiąkniemy w czeski świat Pavla, wciągnięci na dobre w humorystyczno-groteskowe anegdotki o jego sprytnym rodzicu; kiedy śmiejemy się z nieudolnych tatusiowych prób oczarowania pani dyrektorowej; gdy smakujemy pyszne opisy sielskich rodzinnych wakacji nad rzeką Berounką, nastawieni na ucieszną, lekką lekturę do samego końca, nagle nadchodzi wojna, która wszystko zmienia. Kończy się beztroskie łowienie ryb, tańce i śpiewy, „sarnina w śmietanie z knedlami”. Zaczyna się dotkliwa proza życia, której całej posępności dziecięcy narrator nie ogarnia – czy też nie do końca chce do niej powracać.
„Te wszystkie piękne wspomnienia chciałem ożywić…”
Wojna, choć zmienia życie Popperów, nie jest tu jednak najważniejsza. Ota Pavel spisał autobiograficzne opowiadania zmagając się z ciężką psychiczną chorobą. Wspominając dzieciństwo, Pavel wyrusza w terapeutyczną mentalną podróż. Docierając do czasów i miejsc, w których był najszczęśliwszy (nawet jeśli nie zawsze mu się powodziło), odnajduje, oprócz ukochanych bliskich, także samego siebie. Być może pozwala mu to również przypomnieć sobie, kim był, zanim zachorował. Krzepiące, wciąż żywe wspomnienia są podstawą, na której może oprzeć swoją prawdziwą tożsamość – ufnego, ale całkiem sprytnego dziecka (w Śmierci…) oraz chojraka i zręcznego wędkarza (w Jak spotkałem się z rybami), syna swojego ojca – nie zaś pacjenta szpitala psychiatrycznego.
Wspomnienia są również próbą powrotu do czasów, gdy wszystkie decyzje były proste i oczywiste (nawet jeśli nie zawsze były moralne). Gdy żyło się tu i teraz. Gdy kochało się życie i naturę mocno, aż do łez, a ta energia buzowała w żyłach i rozpierała piersi. Gdy refleksje nad złożonością życia i relatywizmem wyborów miały dopiero nadejść. Kiedy nic jeszcze nie zapowiadało późniejszego mroku.
Ale ten mrok się czai. Śmierć pięknych saren oraz Jak spotkałem się z rybami, choć często groteskowe i utrzymane w klimacie naiwnego realizmu, są podbite smutkiem. Nie sposób czytać opowiadań Pavla nie patrząc na nie przez pryzmat jego choroby oraz wojny. Wprawdzie bracia i ojciec uratowali się z Zagłady, ale rodzina Popperów nie pozostała przez nią nietknięta. Pavel pisze jak po wojnie ojciec, tak jak dawniej, „rzucił się w wir interesów, ale jakoś mu się nie wiodło”. Zmęczyła go „wojna, Afryka, druga wojna i obóz koncentracyjny”.
Pragnął latać, a tylko trzepotał się jak motyl z uszkodzonymi skrzydłami.
Ojciec – tatuś – pojawia się właściwie w każdym opowiadaniu. On, albo jego cień, wspomnienie. Pavel portretuje go z dużą wyrozumiałością i czułością – ale bez rzewnego sentymentalizmu.
Równie ważną postacią, choć drugo- a może nawet i trzecioplanową, jest mamusia, bez słowa skargi stojąca zawsze murem za tatusiem, cierpliwie przeczekująca jego wybryki. Pavel nie tłumaczy jej z powodów. Nie opowiada o matce samodzielnie, ale przeważnie w kontekście ojca. Nie analizuje też, co łączyło jego rodziców. W ostatnim opowiadaniu Śmierci pięknych saren pojawia się jednak piękna i wzruszająca scena, obrazująca trwałość i głębokość ich relacji, której sedno i złożoność pozostały przed dziećmi ukryte. I to „Mamusi, która miała za męża mojego tatusia”, dedykowana jest książka.
„Złote węgorze”
W Jak spotkałem się z rybami Ota Pavel mówi najczęściej o sobie (choć tatuś nie znika ze sceny) – ale jego wspomnienia dotyczą głównie wędkowania i wszystkiego, co się z nim wiązało.
Kiedy czułem się lepiej, myślałem o tym, co było w życiu najpiękniejsze. Nie myślałem o miłości ani o tym, że włóczyłem się po świecie. Nie myślałem o nocnych lotach przez ocean ani o tym, jak grałem w praskiej Sparcie w kanadyjskiego hokeja. Chodziłem znowu na ryby – nad potoki, rzeki, stawy i przegrody. I uzmysłowiłem sobie, że najpiękniejsze, co na świecie przeżyłem, to było właśnie to.
Powiem szczerze – wędkarstwo jako hobby w ogóle mnie nie interesuje. Mam do niego mocno ambiwalentny stosunek. Jak spotkałem się z rybami odczytywałam zatem inaczej – jako intymne opowieści o dzieciństwie, młodzieńczych przygodach, pasji, tajemnicy i tęsknocie.
Proza Pavla nie jest brawurowa. Nie ma tu genialnych metafor, skomplikowanych myślowych konstrukcji, zaskakujących puent. Jest zwykłe, małe życie ze swoim codziennym pięknem i drobnymi przyjemnościami. W Jak spotkałem się z rybami więcej jest naiwnego realizmu i prostoty, Śmierć pięknych saren jest za to bardziej liryczna. Możliwe, że częściowo wynika to z tego, że obie książki przekładali różni tłumacze, ale nie porównam z oryginałem. Osobiście, bardziej spodobała mi się Śmierć…, napisana lżejszym, subtelniejszym językiem, równiejsza i mająca bardziej ustrukturyzowaną, zamkniętą formułę.
Język tych książek jest niewyszukany, powszedni (zwłaszcza w Jak spotkałem się…). Najbardziej poetycki i plastyczny staje się wtedy, gdy autor opowiada o rzece i rybach, które pomimo wielu lat wędkowania, do końca pozostały dla niego misterium.
Ale pisanie Pavla ma w sobie światło. Takie ciepłe, miękkie, popołudniowe światło późnego lata, kiedy w powietrzu czuć już nadchodzącą jesień i zapowiedź chłodów, ale jeszcze nie chce się w to wierzyć, bo dni wciąż są upalne.
Śmierć pięknych saren i Jak spotkałem się z rybami to nostalgiczne, słodko-gorzkie książki. Pozostawiły mi w sercu drobne igiełki melancholii. Mają w sobie nieuchwytną aurę babiego lata – dostrzegalnego jedynie pod pewnym kątem przemijającego piękna, którym trzeba się cieszyć, dopóki jest czymś powszednim. Pozostaną we mnie na dłużej, ponieważ kazały mi zadać sobie ważne pytanie: co ty będziesz wspominać, gdy już wszystko w twoim życiu straci blask?
Ota Pavel, Śmierć pięknych saren, przeł. Andrzej Czcibor-Piotrowski, Jak spotkałem się z rybami, przeł. Józef Waczków, Czuły Barbarzyńca, Warszawa 2015
(Wszystkie cytaty pochodzą z książki)