Szóste, najmłodsze i inne opowiadania, Józef Hen

Pierwszą przeczytaną przeze mnie książką autorstwa Józefa Hena był Crimen. Po kilku stronach byłam zachwycona artyzmem, z jakim Hen potrafi formować język. Jak, poprzez sam sposób konstrukcji wypowiedzi swoich bohaterów, jednocześnie stroniąc od szczegółowych opisów, potrafi odmalować charakter i stan ducha postaci. Józef Hen to pisarz wrażliwy na drugiego człowieka, z uchem wyczulonym na język. Jego zbiór Szóste, najmłodsze i inne opowiadania również to pokazuje. Jest też literackim wehikułem czasu – ukazuje Polskę, której już nie ma i jest świadectwem zmieniającej się polszczyzny.

Józef Hen to jeden z nestorów polskiej literatury, niewiele starszy od Wiesława Myśliwskiego. Hen stał się trochę pisarzem ekskluzywnym, którego czyta nieliczne grono wtajemniczonych. I choć jego twórczość coraz bardziej zaczyna należeć do przeszłości, to jednak warta jest tego, żeby ją poznać. Po pierwsze, ze względu na piękno języka, jakim operuje Hen. Po drugie, ponieważ pokazuje, jak się zmieniliśmy my i nasze problemy.

Szóste, najmłodsze i inne opowiadania to trochę taki Hen w pigułce. W jednym zbiorze dostajemy przekrój krótkich form Józefa Hena powstałych na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Najstarsze opowiadanie pochodzi z 1948 roku, ostatnie, tytułowe, zostało napisane w 2011 roku.

Ich tematyka jest przeróżna, choć często powracającym wątkiem w twórczości Józefa Hena jest II wojna światowa. W Historii przez wielkie „H” interesują go jednak historie małe, indywidualne. W swoich opowiadaniach przyjmuje perspektywę pojedynczego człowieka. Gdy pochyla się nad największymi dramatami w dziejach ludzkości, robi to po to, by ukazać ich prywatny wymiar. Zbiorowe tragedie są w końcu sumą cierpień jednostek, połączonych wspólnotą doświadczeń.

Hen stroni jednak od podniosłości. Bierze drobinki życia, jakimi są i obraca je pod światło opowieści, szukając sensu. Z większości opowiadań można wypłukać dla siebie złote odłamki myśli i wzruszeń, nanizać na swój własny sznurek znaczeń i zabrać ze sobą jako podarunek od Hena. Jego opowiadania, zwłaszcza te z wojną w tle, która najprostsze sprawy czyni najtrudniejszymi, na długo pozostają w pamięci.

Muszę jednak przyznać, że jest w tym zbiorze również kilka słabszych opowiadań. Napisanych za bardzo jednoznacznie, prowadzących do zbyt oczywistych wniosków. Hen najczęściej stawia pytania o granice między dobrem a złem, o moralność, o etyczne wybory. Jednak niekiedy odpowiedzi są zbyt proste, chciałoby się więcej odcieni szarości, zamiast wyraźnych kontrastów.

 

Powiernik serc…

Opowiadania Józefa Hena są pewnym znakiem czasów. Dojrzeć można w nich tworzącą się powojenną Polskę. Wychodzącą z traumy i strachu, kiedy najważniejsze było po prostu żyć i tym życiem się cieszyć. Polskę próbującą jakoś umościć się w codzienności, opanować formułę małej stabilizacji. Czytając te opowiadania z dzisiejszej perspektywy widać, że nastąpiły zmiany w naszej zbiorowej mentalności. Mam nadzieję, że w sposobie myślenia Hena jako pisarza również.

Pisząc te słowa mam na myśli te opowiadania, które w latach 80. zostały wydane osobno w książce pt. Powiernik serc. Ich narratorem jest starszy pisarz, który znajduje niekonwencjonalny sposób na dorobienie – za opłatą wysłuchuje wszelkich ludzkich opowieści. Pełni rolę słuchacza dla ludzi, którzy od dawna chcieli się komuś zwierzyć, lecz z różnych powodów nie mogli tego zrobić. W małym mieszkaniu w bloku mogą bez obaw wyrzucić z siebie to, co ich od dawna dręczy. Książka, którą dostaje czytelnik, to zapis tych spotkań oraz historii.

Niektóre z nich to prawdziwe majstersztyki, jak np. Człowiek, który zmarnował swoje życie – o pisarzu, który wszystkie swoje dzieła tworzył z myślą o pewnym surowym krytyku; w nadziei, że wreszcie trafi w jego gust i kolejną swoją książką w końcu zasłuży na jego pozytywną recenzję. Albo Mira L. – o innym pisarzu, który zajął się literaturą tak naprawdę dlatego, że po opublikowaniu kilku gazetowych opowiadań dorobił się fanatycznej wielbicielki, domagającej się wytrwale kolejnych jego dzieł.

Można rzec, że ona mnie sobie wybrała na idola. Ponieważ mianowała mnie swoim autorem, to kto wie, czy nie jej uporowi zawdzięczam pasowanie na pisarza.

Ubawiłam się czytając to, bo pod osobę wzmiankowanego pisarza podstawiałam sobie jednego ze współczesnych rodzimych „królów powieści”, którego wiara we własny geniusz literacki karmi się internetowymi wyrazami miłości.

… wyłącznie męskich

Niestety, bohaterami lwiej części opowiadań Hena są mężczyźni. Już we wstępie Powiernika serc narrator odżegnuje się od przedstawiania kobiecych historii, wręcz je deprecjonując. Mówi: „Bardzo szybko zorientowałem się, że wolę opowieści mężczyzn niż kobiet (…). Mężczyźni mają ciekawsze rzeczy do przekazania (…). Te [kobiece] opowieści – o kochankach, mężach, czasem o niespełnionych idealnych romansach – odznaczały się pewną psychologiczną monotonią. Można było z góry przewidzieć klimat i nastrój emocjonalny tych opowieści, niemal słownictwo. Kobiety, wylewając swą gorycz, poddają rzeczywistość swoistej kastracji, eliminując z niej wszystko to, co im nie pasuje do upragnionego obrazu: siebie pokrzywdzonej i jego wyrodnego”. Jakby dla potwierdzenia tych słów, jedyna rozmówczyni powiernika jest antypatyczna i małostkowa.

Takie podejście budzi mój sprzeciw i postanowiłam odczytywać je jako świadectwo pewnej epoki. Odeszliśmy już dość daleko od czasów, gdy takie stwierdzenia były społecznie akceptowane i na porządku dziennym. Czy i dziś Józef Hen napisałby podobnie? Mam nadzieję, że nie – i niewykluczone, że jedynie z sympatii dla Hena myśl tę opieram na być może nikłych podstawach, wyłuskanych z ostatniego jego opowiadania. Szóste, najmłodsze jest wariacją na temat tego, jak wyglądałyby losy jednego z dzieci Goebbelsa, gdyby uratowało się ze zbiorowego rodzinnego samobójstwa. Główna postać kobieca przedstawiana jest w nim już w nieco innym świetle. Bierze życie w swoje ręce, ma własne zdanie, z którym liczą się inni.

 

Co przemija, a co nie

Prawdą jest, że nikt już nie pisze tak, jak Józef Hen, czy Wiesław Myśliwski – i nikt tak pisał nie będzie, bo język oraz nasze spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość (też przecież podlegającą przekształceniom) zmieniają się. Dlatego czytanie książek z przeszłości ma dla mnie taki sam sens i wartość, jak oglądanie obrazów dawnych mistrzów. Choć nie portretują życia, jakie znam, pokazują mi, jaki był lub mógł być człowiek. Z tego, co oglądam i co czytam staram się odcyfrować jego tęsknoty i namiętności, jednocześnie szukając znaczeń i analogii dla siebie. Czasem zaś wystarczy mi po prostu pozachwycać się talentem autora.

Talent literacki Józefa Hena jest zaś niedościgniony. Hen trzyma czytelnika w napięciu i potrafi prostym, ale kunsztownym językiem pisać o sprawach trudnych. Wierzę jednak także w to, co Józef Hen usiłuje osiągnąć – w próby uchwycenia jakichś uniwersalnych rysów ludzkiej natury. Bo choć Szóste, najmłodsze i inne opowiadania portretują czasy minione, natrafimy w nich również na prawdy dotyczące nas współcześnie. Samotność, pragnienie przynależności, czy bycia znaczącym mają podobny smak w każdych czasach, niezależnie od przyczyn. I równe trudno je wyrazić, obojętnie, czy stara się je opisać piórem na papierze, czy w mediach społecznościowych, stukając w klawiaturę.

Józef Hen, Szóste, najmłodsze i inne opowiadania, W.A.B., Warszawa 2012

 

Przy okazji zachęcam Was do zajrzenia do kategorii „Warto przypomnieć” w zakładce „Książki”. Prezentuję tam literaturę piękną oraz faktu, wydaną po raz pierwszy więcej niż 10 lat temu, ale którą wciąż warto czytać.

(Visited 545 times, 1 visits today)