Roger-Pol Droit, znany francuski filozof, napisał książkę-zabawkę, książkę-żarcik, intelektualną igraszkę. Jego 101 zabaw filozoficznych to gra z filozofią, puszczanie oka do wielkich myślicieli. Zamiast z pełną powagą szukać odpowiedzi na egzystencjalne pytania, Droit pokazuje, że do filozoficznych rozważań można dojść również w sposób lekki. Przekonuje, że także sprawy błahe mogą pobudzać do kontemplacji natury i porządku – albo przypadkowości – świata. I podsuwa 101 pomysłów na filozoficzne doświadczenia – 101 „impulsów do poszukiwań”, których każdy może doświadczyć.
Tę książkę mam na półce od kilkunastu lat – i jest to jedna z tych pozycji, do których mniej lub bardziej regularnie wracam. Zawsze otwieram ją na chybił-trafił i zawsze mniej lub bardziej bawi mnie lub zaskakuje to, co czytam. Ten niewielki zbiór (eseików w zasadzie), co jakiś czas wyrywa mnie z dnia powszedniego, umożliwiając całkowicie inne spojrzenie na otoczenie i własne myśli.
Swoją koncepcję zabaw filozoficznych autor wyjaśnia we wstępie:
Autor takie wyzwalacze czyelnikowi podsuwa. 101 zabaw filozoficznych nosi podtytuł Doświadczanie codzienności. Do przeprowadzenia proponowanych przez autora eksperymentów najczęściej nie potrzeba żadnych specjalnych okoliczności ani rekwizytów. Choć autor twierdzi, że żeby przyniosły efekt, należy naprawdę je przeprowadzić, to już samo czytanie ich opisów pobudza do myślenia. I bawi, bo Rogerowi-Pol Droitowi naprawdę nie sposób odmówić poczucia humoru.
Zabawy filozoficzne Droita często sprowadzają znaną nam rzeczywistość do absurdu i zmuszają do (choćby tymczasowego) zakwestionowania swojskiego porządku. Do zadania sobie pytań: „dlaczego tak jest?”, „jak to działa?”, „czy tak być musi?” i „co by było, gdyby?”. Autor namawia do igrania z tym, co oczywiste i spojrzenia na świat z zupełnie innej perspektywy. Nierzadko przypomina to zabawy dziecięce, jak np. powtarzanie jednego słowa w kółko, aż zupełnie pozbawi się je sensu (efekt: „odsymboliczniający”).
Żeby dać Wam wyobrażenie o stylu Droita i idei jego zabaw filozoficznych, poniżej przytaczam dwie z nich.
Klęcząc, recytować książkę telefoniczną
- Czas trwania: dokładnie 15 minut
- Materiały: książka telefoniczna, najlepiej nieaktualna
- Efekt: wzbudzający szacunek
Ci, którzy lubią ustalone formy, wciąż powtarzają: wykonuj gesty, a przyjdzie wiara. Padnij na kolana, mów to, co trzeba, a wiara sama nadejdzie. Ta opinia, mimo że bardzo obraźliwa dla prawdziwych wierzących, z pewnością nie jest pozbawiona podstaw. Można zdać sobie z tego sprawę dzięki kolejnemu doświadczeniu.
Każdego dnia o tej samej porze zarezerwuj sobie wolny kwadrans. Przez ten kwadrans głośno czytaj zawsze tę samą liczbę stron książki telefonicznej. Wers po wersie wymawiaj wyraźnie nazwiska, imiona, adresy i numery telefonów. Dobrze byłoby, gdybyś znalazł naprawdę starą książkę. Nie jest to konieczne, ale byłoby najlepiej, gdyby ta lektura nie miała żadnego związku z obecną rzeczywistością.
Nie powinieneś również przydawać swojej recytacji sensu. Odrzuć pomysł wcielania się w ducha central dla niegdysiejszych abonentów albo nawiązywania przez modlitwę wszechświatowej komunikacji. Nie. Codziennie przez piętnaście minut, klęcząc, czytaj kolejne strony książki telefonicznej. I tyle. To się nazywa praktykowanie. Cała reszta to tylko komentarze i ozdobniki.
Co, poza ewentualnym bólem kolan, może ci dać to doświadczenie? Nadzwyczajną siłę absurdalnych przeciwności, wzbudzaną przez nie dziwną fascynację, moc, którą w zawstydzeniu im przypisujemy. Bo jest bardzo prawdopodobne, że nie będziesz mógł kontynuować lektury bez podania wyjaśnień. Prawdopodobnie zaczniesz od ustalenia powodów tłumaczących twoje zachowanie. Opracujesz, choćby dla żartu, mit pozwalający zdać sobie sprawę z tej lektury, z jej celu i doniosłości.
Jeśli nie będziesz w stanie przestać, to załóż sektę.
Czekać, nie robiąc niczego
- Czas trwania: od 10 minut do wielu godzin
- Materiały: poczekalnia lub coś w tym rodzaju
- Efekt: kojący
To szczególna forma czekania: nie można działać, jesteś pewien, że stąd wyjdziesz, ale nie wiesz kiedy. Poczekalnia przed gabinetem lekarskim, w urzędzie lub – jeszcze lepiej – lotnisko czy dworzec w dzień strajku – oto właściwe miejsca. Wiesz, że lekarz cię w końcu zbada, że twoją sprawą ktoś się zajmie, samolot odleci, a pociąg, tak czy inaczej, pojawi się przy peronie. Sytuacja różni się więc od innych, od tych oczekiwań, z których wyjścia nie znamy, które mogą się skończyć rozczarowaniem. Z drugiej jednak strony jesteś skazany na bezczynność: nie masz wpływu na przyspieszenie procesu czekania. Oto bezpośrednie zderzenie z trwałością, z nieprzekraczalnym upływem czasu – szybciej lub wolniej, mniej lub bardziej lepko.
Dla wielu osób jest to sytuacja trudna do zniesienia. Robią wszystko, by uniknąć spotkania twarzą w twarz z upływającym czasem, czytają ilustrowane pisma, powieści, notują, przeglądają kalendarze z rozkładem zajęć, porządkują teczki, prowadzą rozmowy z telefonów komórkowych, pracują na laptopach albo wnikliwie obserwują otoczenie. Krótko mówiąc, są zajęci, wypełniają podarowany im czas bezczynności myślami i przeróżnymi obowiązkami.
Ty powinieneś ćwiczyć coś dokładnie odwrotnego. Nic nie robić. Ale bez nerwów i znudzenia. Daj się ponieść czasowi, wiedząc, że sam płynie, nieubłaganie, w tobie i bez ciebie. Powinieneś się toczyć w tej totalnej bierności bez niepokoju. Wszystko nadejdzie, nic od ciebie nie zależy. Możesz być pusty, bezwolny, nieruchomy, obojętny, nieokreślony, nieobecny – czas mimo wszystko płynie do przodu i ta chwila minie. Musisz odkryć, że nie można zabić czasu. On nie przestaje umierać, sam z siebie, bez końca.
***
Wiele z tych doświadczeń stanowi nietypowy trening uważności. Roger-Pol Droit napisał 101 zabaw filozoficznych w 2001 roku, zanim jeszcze smartfony stały się aż tak powszechne. Stąd niektóre doświadczenia trzeba by było pewnie zmodyfikować, np. zamiast „Zdjąć zegarek” – „Zostawić telefon w domu”. Inne jednak jak najbardziej wywołują zamierzony przez autora efekt, bo odnoszą się do uniwersalnej ludzkiej natury i funkcjonowania społeczeństwa. Pozwalają choć na chwilę przyjąć inną optykę.
Błahostka daje do myślenia, śmieszność prowadzi do powagi, głębia bierze się z powierzchowności.
Oczywiście, jak zwraca uwagę autor, „nie zawsze i niekoniecznie: nie każde przychodzące nam do głowy głupstwo więzi perłę filozofii”. Jednak warto czasem trochę się pobudzić szare komórki do myślenia. 101 zabaw filozoficznych może też zapewnić punkt wyjścia do głębszych rozważań i własnych poszukiwań.
Roger-Pol Droit, 101 zabaw filozoficznych. Doświadczanie codzienności, przeł. Elżbieta Urscheler, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2004
*
ZAINSPIRUJ SIĘ to cykl, w którym dzielę się z Wami cytatami z przeczytanych książek. Dla przyjemności i dla refleksji. Może zachęcą Was do sięgnięcia po nowe lektury?