A co jeśli strojenie fortepianów byłoby najważniejszym zajęciem na świecie…? Młody Tomura, bohater krótkiej powieści Natsu Miyashity, jest całkowicie oddany swojemu powołaniu – aż do granic absurdu. Co jednocześnie ma wiele nieoczywistego uroku. Las z wełny i stali to niespieszna historia wypełniona subtelnym pięknem świata dźwięków oraz rzemiosła, którego sens polega na dążeniu do jak najlepszego uchwycenia harmonii. Ta książka to przykład na to, że czasem największa siła opowieści tkwi w jej prostocie.
Las dźwięków
Pachniało lasem. Jesiennym, wieczornym (…). O tej godzinie w mieście jest jeszcze jasno, lecz do położonych w dolinach małych miejscowości nie docierają już ostatnie promienie słońca, zatrzymują je lasy. To pora, gdy tuż obok czuć obecność górskich stworzeń, czekających w ciszy na nadejście zmroku. Spokojny, ciepły, głęboki. Właśnie taki dźwięk wydobywał się z instrumentu.
Las z wełny i stali to oczywiście metafora wnętrza fortepianu, gdzie rozpięte na ramie stalowe struny uderzają w obciągnięte filcem młoteczki. Dla głównego bohatera, Tomury, pierwsze zetknięcie z fortepianem okaże się decydujące dla całej jego przyszłości. Przypadek sprawi, że w szkole średniej będzie musiał pokazać stroicielowi (jeszcze nie wie, że jednemu z mistrzów w swoim fachu) drogę do sali, w której stoi instrument. Dźwięk, który wtedy usłyszy uruchomi całą kaskadę emocji; Tomura ujrzy las i zapragnie go odkrywać, szukając w nim najbardziej urokliwych ścieżek, które zbliżą go do jego wizji upragnionego, czystego brzmienia. Pan Itadori, pierwszy poznany stroiciel, stanie się dla niego najważniejszym mistrzem i niedoścignionym wzorem.
Mistrzów będzie właściwie trzech, jak trzech mędrców. Każdy o innym temperamencie i z własną filozofią tego zawodu, będącego w zasadzie sztuką. Oprócz tajemniczego Itadoriego, w sklepie, w którym zaczyna praktykować Tomura po ukończeniu szkoły dla stroicieli, jest jeszcze życzliwy pan Yanagi i zgryźliwy pan Akino. Każdy z nich raczy Tomurę swoimi wskazówkami, które, jak to zwykle bywa z radami mędrców, są dla bohatera mało zrozumiałą zagadką – do chwili kiedy, okupione wytężoną praktyką, objawiają swój sens.
Kręta droga
Dzięki strojeniu Tomura wreszcie odnajduje swój sens życia. Chłopak ze wsi, kształcony w mieście, ani nie widzi zbytnio dla siebie miejsca w rodzinnym domu, ani nie czuje się swobodnie w nowym otoczeniu. Dopiero nowoodkryte powołanie wyznacza mu kierunek. W swojej gorliwości Tomura przypomina adepta zen. Podczas długotrwałej praktyki zawodowej po ukończeniu szkoły dla stroicieli nie ustaje w wysiłkach, by zgłębić tajemnicę brzmienia instrumentu. Barwa fortepianu, którą chce osiągnąć jest jak buddyjski koan – ćwiczenie dla umysłu wyzwalające z przyzwyczajeń i myślowych schematów – z którym Tomura wciąż na nowo się mierzy.
Jednak realia, w których przychodzi mu pracować, to bynajmniej nie odizolowany klasztor, ale sklep z instrumentami, świadczący profesjonalne usługi strojenia. Skoncentrowany na dążeniu do perfekcji Tomura cierpi na wieczny syndrom oszusta, który wzmaga każda interakcja z klientami, a zwłaszcza jakiekolwiek objawy niezadowolenia z ich strony. Jak na prowincjonalne miasteczko w Hokkaido zaskakująco wielu jest w nim pianistów – profesjonalistów i amatorów (z przewagą tych drugich), z własnym instrumentem w domu, regularnie wymagającym nastrojenia, ale też ze swoimi ambicjami, marzeniami i wyobrażeniami, którym stroiciel musi sprostać, zręcznie je godząc z realnymi możliwościami instrumentów i grających.
Chłopak popełnia błędy, nierzadko zdaje się, że jego próby opanowania tajników zawodu to syzyfowa praca. Co liczy się bardziej: wrodzony talent i słuch muzyczny, czy skrupulatność i warsztat? Tomura miota się między oddaniem a zwątpieniem. Aż pewnego dnia poznaje bardzo utalentowane bliźniaczki…
Barwa jest wszystkim
Tomura jest irytująco naiwny, jeśli chodzi o wszystkie sprawy niezwiązane ze swoim rzemiosłem. Praca stroiciela pochłania go całkowicie, ale poza nią nie bardzo ma pojęcie, jak funkcjonuje realny świat i, prawdę mówiąc, niewiele o niego dba. Jego jedynym dążeniem jest uzyskanie najwłaściwszej barwy fortepianu. A co jeśli, przewrotnie, właśnie na tym powinno polegać życie? Na dążeniu do osiągnięcia szczytu własnych możliwości w danej dziedzinie, na nieustannym doskonaleniu się w niej? Tomura nie chce iść na kompromisy z samym sobą, tym bardziej, że motywuje go urzeczywistnienie własnego ideału piękna. Mistrzowie mają dla niego różne rady, ale to ostatecznie on sam będzie musiał zdecydować o swojej drodze i o zasadach, jakimi będzie się na niej kierował.
Las z wełny i stali uświadamia, jak wiele wysiłku trzeba włożyć w każde osiągnięcie. Każe zadać sobie pytanie, w jakiej części sukces rzeczywiście zależy od talentu, a w jakiej od świadomej, wytężonej pracy. Czy istnieje jakaś granica porażek, za którą należy się poddać i skąd wiadomo, że ją przekroczyliśmy? A także, na ile jesteśmy wiarygodnymi sędziami naszych własnych umiejętności?
Światło między drzewami
Nie trzeba zgadzać się z postawą Tomury ani któregokolwiek z jego mistrzów, ani nawet być zainteresowanym muzyką lub znać się na grze na fortepianie, żeby czerpać przyjemność z lektury Lasu z wełny i stali. Książka wprawdzie jest najeżona szczegółami dotyczącymi budowy i strojenia fortepianu, ale nie są one przytłaczające.
Sama fabuła zaś płynie powoli, meandrami, jak leśny strumień, niekiedy przyspieszając na spiętrzeniach. Las, do którego zaprasza nas Natsu Miyashita jest trochę nierzeczywisty, baśniowy, a sama historia jak legenda o uczniu czarnoksiężnika. Jednak przeciwieństwie do popularnego motywu, Tomura wykaże się o wiele większą determinacją i opanowaniem w obliczu niepowodzeń, co ostatecznie pozwoli mu wykuć swoje przeznaczenie i ujrzeć w innym świetle to, do czego być może jest zdolny. Fanom i fankom spokojnej prozy z dużą dozą wrażliwości i oryginalnych fabuł – polecam.
Las z wełny i stali, Natsu Miyashita, przeł. Dariusz Latoś, wyd. Kwiaty Orientu, 2020