Dzienniki gwiazdowe Stanisława Lema to jedna z tych jego książek, które czytałam w życiu wielokrotnie. Regularnie do niej wracam – nieodmiennie z zachwytem. Ijon Tichy w swojej rakiecie samotnie przemierza kosmos, podróżując do odległych galaktyk i planet. Jego opowieści o spotkaniach z zamieszkującymi je istotami, całkowicie odmiennymi od ludzi („Andryci, istoty rozumne wieloprzejrzystościenne symetryczne nieparzystoodnogowe […]. Podlegają okresowemu rozszczepieniu dowolnemu. Zakładają rodziny typu kulistego.”), są tak naprawdę w głębszej warstwie przypowieściami o nas samych.
Fabuła groteskowych opowiadań Lema jest niezwykle wciągająca, ale kryje się pod nią dużo więcej. Dla mnie Dzienniki gwiazdowe to bogactwo idei, filozoficznych i etycznych rozważań, błyskotliwy humor, absurd oraz słowna ekwilibrystyka. W rękach Lema język polski staje się podatny na formowanie jak plastelina (nierozwiązana zagadka: czym są sepulki?). Cokolwiek by nie powiedzieć o Lemie i jego pisaniu, zawsze będzie za mało. Jak stwierdził Marek Oramus, mamy szczęście, że możemy czytać Lema w oryginale.
Prawie z każdego akapitu Dzienników gwiazdowych można wyłuskać znakomity cytat. I właśnie jeden taki, ukryty w dygresji Ijona Tichego, mam dla Was dzisiaj. Nie o gwiazdach i galaktykach, ale o czytaniu. Wart rozważenia 🙂
Dzienniki gwiazdowe to taka książka, przy lekturze której za każdym razem odkrywam więcej , dostrzegam nowe wątki i więcej pojmuję. Choć mam pełną świadomość, że nigdy Lema do końca nie zrozumiem. Dla mnie czytanie Lema jest obcowaniem z geniuszem. A lemologia stosowana powinna być odrębną dziedziną nauki 🙂
*
ZAINSPIRUJ SIĘ to cykl, w którym dzielę się z Wami interesującymi cytatami z przeczytanych książek. Dla przyjemności i dla refleksji. Może zachęcą Was do sięgnięcia po nowe lektury? 🙂
*
Człowiek zagłębiony w starych książkach szuka w nich nie treści, dobrze znanych, ale samego siebie sprzed lat.
Stanisław Lem, Dzienniki gwiazdowe, Agora, Warszawa 2008